Romanowska: „Mój Profesor Lew. Będę za nim tęsknić”

Romanowska: „Mój Profesor Lew. Będę za nim tęsknić”

Prof. Zbigniew Lew-Starowicz
Prof. Zbigniew Lew-Starowicz Źródło: Newspix.pl
Błyskotliwy i szalenie skromny. Pracowity do szaleństwa. Niestrudzony w tańcu, zwłaszcza latino i w podróżach. Uważny i krytyczny w lekturach. Elegancki w sposobie ubierania się. Wnikliwy w analizach. Łobuzerski w uśmiechu. Dowcipny, nie bał się żadnych pytań. Rozmowa o seksie z nim była poezją. Odważną, dosadną, ale też pełną czułości – Krystyna Romanowska wspomina prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza. Słynny polski seksuolog, psychiatra i psychoterapeuta zmarł w wieku 80 lat.

W 2012 r. ukazała się nasza pierwsza, z profesorem Zbigniewem Lwem-Starowiczem, książka „O mężczyźnie”. Potem – właściwie co roku – ukazywały się kolejne. Nie pamiętam pierwszego spotkania, ale przez te wszystkie lata naszej współpracy wiele razy szczypałam się w rękę zastanawiając się, czy to nie sen i czy przygoda, która mnie spotyka dzieje się naprawdę. Napisaliśmy ich dla wydawnictwa „Czerwone i Czarne” w sumie dziesięć. Być może mogę o sobie nieskromnie powiedzieć, że jestem osobą, z którą Profesor Lew napisał najwięcej książek.

Ponieważ książki miały formę wywiadów-rzek, a Profesor był osobą niesłychanie zajętą, musiałam dostosowywać się do różnych, często zupełnie nieoczywistych miejsc, w którym będziemy rozmawiać. Zdarzało się, że Profesor dzwonił i mówił, że ma godzinę wolnego, więc możemy się spotkać. Nagrywaliśmy więc w samochodzie jadącym gdzieś, w samochodzie stojącym na parkingu warszawskiego AWF-u, w Centrum Onkologii, kiedy Profesor przywoził żonę Danutę na badania.

Było to jednak trudne, bo nieustannie ktoś do niego podchodził, żeby podziękować za książki „które uratowały mu życie”.

Czytaj też:
Nie żyje wybitny polski seksuolog. Zmarł profesor Zbigniew Lew-Starowicz

Wywiady toczyły się w garażu, albo w przejściach podziemnych, kiedy Profesor pędził się do swojego Centrum Terapii.
Bywało też całkiem luksusowo: czyli w jego gabinecie, w Szpitalu Czerniakowskim albo w sali wykładowej na AWF-ie, czy w ogrodzie jego domu pod Nadarzynem. Świetnie się pracowało, kiedy siedzieliśmy na ogrodowej ławce, machaliśmy nogami i patrzyliśmy w słońce.

Pewnego popołudnia między wodą a espresso rozmawialiśmy o zaburzeniach erekcji. Opalałam nogi i nagrywałam.

– Na przykład teraz – powiedział w pewnym momencie Profesor Lew. – Nie radzę mężczyznom siedzieć tak jak ja, bo wtedy przegrzewa się członek.

Potem zwykle zamawialiśmy rybę (bywało, że i jesiotra pierwszej świeżości!) z frytkami i surówką restauracji Orka w Pruszkowie, w której wszyscy doskonale Profesora znali. Wystarczyło, że przedstawił się „Starowicz” i było wiadomo, jaki zestaw potraw będzie grany.

Źródło: Wprost