Zrujnowane budynki, wyrwy na kilka metrów. Wstrząsające obrazy z Lądka-Zdroju

Zrujnowane budynki, wyrwy na kilka metrów. Wstrząsające obrazy z Lądka-Zdroju

Zniszczenia w Lądku Zdroju
Zniszczenia w Lądku Zdroju Źródło: Facebook / Monika Wolska
Malowniczy dotychczas Lądek-Zdrój (Dolnośląskie) stał się obrazem rozpaczy po tym, jak przez miasto przeszła powódź. W sieci pojawiło się dramatyczne nagranie, na którym widać opłakane skutki wielkiej wody.

– Tama wytrzymała w 1997, myśleliśmy, że wytrzyma i teraz, ale niestety – mówił jeden z mieszkańców na nagraniu opublikowanym przez Tygodnik Podhalański.

Obrazy zarejestrowane przez dziennikarzy są wstrząsające. Widzimy samochody, które rwąca woda zepchnęła na skwery, zatrzymały się bokiem na lampach lub na drzewach. Obserwujemy spacer przez zniszczone miasto, a w nim zrujnowane budynki, ulice z wyrwami. Naszym oczom ukazuje się stojąca na chodnikach woda, mnóstwo gruzu i błota.

twitter

„To był prawdziwy koszmar”

Mieszkańcy Lądka-Zdroju w ciągu ostatnich dni musieli zmierzyć się z dwoma katastrofalnymi momentami. Pierwsza fala nadeszła na początku weekendu, podmywając miasto. I gdy wydawało się, że już najtrudniejsze chwile minęły, a Lądek może zacząć podnosić się z powodzi, nadeszła kolejna trudna wiadomość – przerwane zostały wały przy tamie w Stroniu Śląskim. Przez Lądek przetoczyła się niszczycielska fala, niosąca ze sobą mnóstwo śmieci, powalone drzewa. Zamieniła ulice w rwący potok, przynosząc chaos.

– Woda nagle zaczęła szybko przybierać, wdzierając się na ulice, które dotąd były suche. Wszystko działo się tak szybko, że nie było czasu na jakąkolwiek reakcję. To był prawdziwy koszmar – mówili dziennikarzom mieszkańcy Lądka, którzy na własne oczy obserwowali zalewające miasto wody.

Olbrzymie ilości żwiru nadal leżą na ulicach. Mieszkańcy próbują poradzić sobie z zalanymi budynkami, wyrzucając z nich łopatami szlam i błoto.

Burmistrz Lądka Zdroju w dramatycznej relacji

O dramatycznej sytuacji w Lądku-Zdroju opowiadał burmistrz miasta, Tomasz Nowicki. Skalę zniszczeń opisywał jako "niewyobrażalną". – Pamiętam powódź z 1997 roku. To trzeba do sześcianu podnieść, byśmy sobie wyobrazili, jakie są straty. Infrastruktura, domy ludzi. Nie mamy dostępu do gazu, wody pitnej. Cała infrastruktura została zerwana, wszystkie ciągi komunikacyjne – mówił w rozmowie z dziennikarzami TVN24.

– Przewidzieliśmy najgorsze, mieszkańców udało się uratować. Ci mieszkańcy zostali z nami, mają swoje potrzeby, chcą w tych trudnych okolicznościach w miarę godnie żyć, stracili cały dobytek. My potrzebujemy właściwie wszystkiego w tej chwili: wody pitnej, pożywienia, a co najważniejsze beczkowozów do rozwożenia wody pitnej i techniczno-sanitarnej. Nie mamy takiego sprzętu, takie beczkowozy będą nam absolutnie konieczne, abyśmy mogli jakoś przetrwać – podkreślał.

– Już pierwsze transporty dotarły do nas, dziękujemy za pomoc, przyjmiemy każdą formę pomocy. Jesteśmy w kontakcie ze strażakami i policją od początku. Liczymy na pomoc wojska inżynieryjnego z tego względu, że chcielibyśmy odnowić przeprawę przez rzekę, mamy tylko jedną, a będą potrzebne tymczasowe przeprawy – wyjaśniał.

Czytaj też:
Andrzej Duda nie pojawi się na zalanych terenach. Tak się tłumaczy
Czytaj też:
Karkonoski Park Narodowy otwiera się po powodzi. Nie wszystkie szlaki są dostępne

Opracowała:
Źródło: X / Tygodnik Podhalański