Piotr Barejka, "Wprost": Minister Radosław Sikorski ogłosił, po spotkaniu z szefem dyplomacji ZEA, że uzyskał zapewnienie, iż „władze Emiratów będą miały tę kwestię pod osobistym nadzorem”. W mediach pojawiły się nagłówki, że to przełom w sprawie Sebastiana M. i jego ekstradycji do Polski. Czy rzeczywiście można tak to traktować?
Prof. Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości i prokurator generalny: Niekoniecznie, ponieważ przełom w sprawie mamy wtedy, kiedy są realne działania. Tutaj jest tylko zapewnienie, które nie zawsze przekłada się na konkretne, realne kroki. W każdym razie uważam, że taka interwencja dyplomatyczna na pewno może w sprawie pomóc. Rozmowa na szczeblu ministrów spraw zagranicznych wskazuje, że po polskiej stronie nie tylko prokuratura jest tym zainteresowana, ale również władze państwowe. To już trochę inna kategoria, że tak powiem, delikatnego nacisku.
Polskie władze nadrabiają zaległości? Podejmują kroki, które już wcześniej trzeba było podjąć?
Reagują na sytuację, która się zmieniła. Nikt się przecież nie spodziewał, że Sebastian M. uzyska w Zjednoczonych Emiratach Arabskich „złotą wizę”, o ile rzeczywiście tak się stało.
To byłby paradoks. Mamy do czynienia z człowiekiem, który spowodował śmierć trzyosobowej rodziny, i to w tak koszmarnych okolicznościach, a jednocześnie inne państwo zapewnia mu ochronę. To jest nie do zaakceptowania. Natomiast jeżeli mielibyśmy mówić o błędach, to o tych na samym początku, gdy nie traktowano go jako podejrzanego.
Oczywiście szczegółów nie znam, bo trzeba byłoby zapoznać się z aktami sprawy, dopiero wtedy można stwierdzić, czy na samym początku były przesłanki, żeby stawiać mu zarzuty. Początkowo mogło nie być jasne, czy samochód, którym jechała rodzina, zjechał z lewego pasa na prawy, a jednocześnie Sebastian M. chciał wyprzedzać prawym, czy też najechał na nich na lewym pasie. Kluczowe jest to, czy policja miała wtedy powody, żeby uważać go za sprawcę zdarzenia. Mogła być sytuacja taka, że został uznany za ofiarę, bo wszystko wskazywało na to, że kierowca Kii zajechał mu drogę. Szczególnie, że zdarzenie miało miejsce w nocy.
Czytaj też:
Co dalej z ekstradycją Sebastiana M.? „Rodzina ofiar powoli traci wiarę”
Wydaje się jednak, że dopiero wtedy, gdy w sieci zaczęły pojawiać się nagrania od innych kierowców, którzy twierdzili, że Sebastian M. dawał sygnały światłami, żeby mu zjechać, gdy sam jechał z olbrzymią prędkością, policja zdała sobie sprawę, że to on jest sprawcą zdarzenia, a nie uczestnikiem i ofiarą.
Adam Bodnar poinformował, że prokuratura wraca do wypadku na A1, a prokurator krajowy przekazał akta trzech spraw związanych z wypadkiem do Prokuratury Regionalnej w Katowicach. W tym akta nieprawomocnie umorzonego śledztwa dotyczącego zachowania policjantów, którzy nie zatrzymali Sebastiana M. Do tej sprawy śledczy też powinni wrócić?
Z pewnością jeżeli analiza prokuratury czy ministra Bodnara, jako Prokuratora Generalnego, doprowadziła do wniosku, że śledztwa umorzono przedwcześnie, to jest to podstawa do wznowienia. Natomiast to i tak nie przesądza ostatecznego rozstrzygnięcia.
Obecnie Sebastianowi M. zarzuca się spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, jednak rodzina ofiar domaga się zmiany kwalifikacji prawnej na zabójstwo. Uważa pan, że M. powinien być sądzony za zabójstwo?
Powiem szczerze, nie byłbym temu przeciwny. Uważam, że jeżeli ktoś jedzie autostradą z prędkością około 300 kilometrów na godzinę, daje znać światłami, żeby mu zjeżdżać, czyli wymusza określone zachowanie kierowcy jadącego przed nim, to co najmniej z zamiarem ewentualnym musi zdawać sobie sprawę, że może doprowadzić do śmierci innych osób. Absolutnie gotów byłbym przyjąć tutaj usiłowanie zabójstwa.
Na przykład w Niemczech zmuszanie do określonego zachowania się na drodze, gdy światłami drogowymi bądź kierunkowskazami daje się komuś znać, że ma zjechać, jest bardzo surowo karane.
Musimy zmienić w Polsce przepisy?
Nie uważam, że trzeba zmieniać przepisy. Moim zdaniem trzeba zmienić praktykę sądów, aby sądy przyjmowały, że zabić można również na drodze, będąc uczestnikiem ruchu. Krótko mówiąc: zabójstwo drogowe. A zatem zabójstwo z artykułu 148 Kodeksu karnego powinno być interpretowane tak, że samochód może być takim samym przedmiotem jak siekiera czy łom. Ale nie trzeba wprowadzać nowego przepisu, wystarczy rozszerzyć interpretację i uznać, że można zabić na drodze z zamiarem ewentualnym używając do tego samochodu.
Czy w sprawie Sebastiana M. strona polska może podjąć jeszcze jakiekolwiek kroki? Czy widzi pan sposób, którym można jeszcze wywrzeć nacisk, aby procedura zakończyła się wcześniej niż później?
Ewentualnie jeżeli premier miałby okazję rozmawiać z tamtejszym premierem, ale myślę, że już na szczeblu ministra spraw zagranicznych presja, która została w tym momencie zastosowana, jest dość duża.
Ile może jeszcze potrwać cała procedura ekstradycyjna?
Wydawało się, że będzie krótsza. Myślę, że jeszcze do roku może potrwać.