Trafiła do szpitala z opuchlizną języka, kilka godzin później już nie żyła. Rodzina oskarża placówkę

Trafiła do szpitala z opuchlizną języka, kilka godzin później już nie żyła. Rodzina oskarża placówkę

Szpital Przemienienia Pańskiego w Warszawie
Szpital Przemienienia Pańskiego w Warszawie Źródło: Wikimedia Commons / Adrian Grycuk
Pani Magdalena trafiła do jednego ze stołecznych szpitali z opuchniętym językiem. Po kilku godzinach i kilku przyjętych kroplówkach zmarła. Rodzina kobiety zgłosiła sprawę do prokuratury, oskarżając szpital o zaniedbania.

Jak podają dziennikarze Faktu, pani Magdalena była zdrową i pełną sił 49-letnią kobietą. Trafiła do Szpitala Praskiego ze względu na narastającą opuchliznę języka, która objęła także szyję.

Do tragicznych wydarzeń doszło 8 września.

– Żona wstała rano i miała wyjść z psem na spacer. Mówiła, że coś dziwnie się czuje, ma opuchnięty język – opowiadał reporterom pan Olgierd, mąż pani Magdaleny. Dodał, że rodzina podejrzewała reakcję alergiczną, jaka mogła wystąpić u kobiety. – Jak zobaczyłem, że zaczyna puchnąć jej szyja, natychmiast pojechaliśmy na izbę przyjęć do Szpitala Praskiego – relacjonował mężczyzna. Pani Magda trafiła na oddział i już wtedy „wyglądała bardzo źle”.

„Ewidentnie zawinili lekarze”

– Z każdą minutą opuchlizna narastała, coraz trudniej było jej oddychać. Czułem, że sytuacja jest bardzo poważna – mówił pan Olgierd. Po tym, jak personel przeniósł kobietę na oddział, jej mąż miał cały czas z nią kontakt. – Pytałem ją, czy jest jakaś poprawa, czy czuje się lepiej, ale twierdziła, że nie. Mówiła, że nic nie robią, tylko leży i podają jej kroplówki – opowiadał. Dodał, że modlił się, by ktoś pomógł żonie, ale „nikt się nią specjalnie nie przejmował”. – Dali jej kroplówki i zostawili. To było przerażające, ale nikt nic z tym nie robił – twierdzi rozmówca Faktu.

Od 9 do 14 pani Magdalena przebywała na oddziale i była z nim w kontakcie. W pewnym momencie dostała duszności. Gdy przestała odpisywać panu Olgierdowi na jego wiadomości, ten się bardzo zaniepokoił. Wtedy już na oddziale rozegrał się dramat, bowiem trwała walka o życie pani Magdaleny. Mimo podejmowanych prób, nie udało się przywrócić jej funkcji życiowych.

Mąż kobiety twierdzi, że gdy personel szpitala pozwolił mu zobaczyć zmarłą żonę, ta była „cała we krwi”. Lekarz powiedział mu, że żona nie żyje i zmarła z powodu uduszenia. – Jak zapytałem lekarza, skąd ta krew, nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie – mówił pan Olgierd. Jego zdaniem, gdyby pomoc przyszła szybciej, pani Magdalena by żyła. – Ewidentnie zawinili lekarze – stwierdził dodając, że „szpital uśmiercił mu żonę, dlatego złożył zawiadomienie do prokuratury”.

„Każda śmierć pacjenta jest dla nas porażką”

Dziennikarze uzyskali komentarz od Szpitala Praskiego w tej sprawie.

– Szpital Praski przekazał prokuraturze wszelkie zawierające zarówno informacje o stanie zdrowia pacjentki, jak i przebiegu hospitalizacji oraz deklaruje dalszą pełną współpracę – zapewnił redaktorów Marcin Makiewicz, dyrektor do spraw medycznych Szpitala Praskiego w Warszawie. Dodał, że „każda śmierć pacjenta jest dla nich porażką”.

Podkreślił, że mimo wdrożenia postępowania diagnostyczno-leczniczego, „pacjentka doznała nagłego zatrzymania krążenia”. Kobieta miała otrzymać pomoc „niezwłocznie”.

Czytaj też:
Wyniki leczenia jedne z najgorszych w Europie. Prof. Golusiński: Chorują coraz młodsi
Czytaj też:
Zapinka w sercu, która uratowała życie. Wyjątkowy zabieg w łódzkimi szpitalu

Opracowała:
Źródło: Fakt