„Uprzejmie informuję, że w dniu dzisiejszym”... Dlaczego to sobie robimy?

„Uprzejmie informuję, że w dniu dzisiejszym”... Dlaczego to sobie robimy?

Dodano: 
Dr Marta Chojnacka-Kuraś
Dr Marta Chojnacka-Kuraś 
Na rynku pracy specjaliści od prostego języka są i będą poszukiwani. Mówimy przecież nie tylko o uproszczeniu języka urzędowego, ale i bankowego, prawniczego, medycznego – mówi dr Marta Chojnacka-Kuraś, językoznawczyni z UW. – Nam się cały czas wydaje, że kiedy piszemy komunikat do dużego grona odbiorców, to musimy sięgnąć po jakieś elementy stylu urzędowego, bo dopiero wtedy taki tekst zyskuje moc – podkreśla ekspertka. 13 października obchodzimy Międzynarodowy Dzień Prostego Języka.

Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: Kolekcjonuje pani przykłady tego, jak ludzie zamiast stawiać na prosty przekaz, używać prostego języka, komplikują sobie i odbiorcom życie?

Dr Marta Chojnacka-Kuraś: Widzę przykłady tego zjawiska w wielu miejscach: w szkole, w przychodni, na klatce schodowej. Ostatnio w bloku koleżanki przeczytałam komunikat, który jeden z lokatorów przykleił do lustra w windzie, żeby poinformować sąsiadów o planowanym remoncie.

Chciał uprzedzić lokalną społeczność, że przez pewien czas będzie w bloku głośno. I od jakich słów zaczął? „Uprzejmie informuję, iż…”. I dalej nawet wprowadził elementy humorystyczne, „mrugnął okiem” do odbiorców, wstawił emotikonę, ale zaczął od urzędowego „uprzejmie informuję, iż”.

Nam się cały czas wydaje, że kiedy piszemy komunikat do dużego grona odbiorców, to musimy sięgnąć po jakieś elementy stylu urzędowego, bo dopiero wtedy taki tekst zyskuje moc.

Pisanie podań, wniosków formalnych, zawiadomień, „zwracania się z uprzejmą prośbą”. Uczyli nas tego w szkołach.

To prawda, mamy wyćwiczone takie gotowe formułki. I niektórzy stosują te zwroty mechanicznie, jako pewien schemat budowania oficjalnej wypowiedzi, nawet w sytuacjach, które tego nie wymagają.

Ale skoro zahaczyła pani o szkołę, to dodam, że spotykam się z pomysłami, aby nauczanie prostego języka wprowadzić do szkół. Żeby w ramach lekcji języka polskiego uczyć dzieci i młodzież takiego sposobu komunikowania się.

Rozumiem, że są tacy, którzy nie widzą podstaw?

Głosy są różne. W ogóle stosunek do prostego języka wynika z tego, czy i jak się go rozumie. Głosy przeciwne często wynikają w mojej opinii z błędnie przyjętej definicji. W kontekście nauczania prostego języka w szkole jest podobnie.

To czym jest prosty język? Bo ja mam wrażenie, że „prosty” może kojarzyć się z „prostackim” i niektórzy sądzą, że chodzi o schodzenie do językowego rynsztoka…

Kluczowe jest tu znaczenie przymiotnika „prosty”, choć słowo „język” też nie jest rozumiane jednakowo. Po angielsku mamy „plain language”, czyli język „zwykły”, „normalny”, po niemiecku jest „Leichte Sprache”, czyli język „lekki”. Widać, że w różnych językach sięga się po różne koncepty, aby oddać ideę tego zjawiska. Polski przymiotnik „prosty” kojarzy się czasami z prostactwem, niewyróżnianiem się, brakiem czegoś (np. elokwencji, oryginalności).

W związku z tym pojawia się myśl:

Ale jak to? Przecież na lekcji języka polskiego każdy uczeń, młody Polak, musi zasmakować rozmaitości języka, jego piękna, poznać język literatury, przejść przez opisy krajobrazu w „Nad Niemnem”, żeby umieć odnaleźć się w różnych rejestrach językowych. I jeśli powiemy, że trzeba pisać prosto, zwięźle i na temat, to zubożymy umiejętności językowe uczniów.
Źródło: Wprost