Kiedy kobiety niosą trumnę. „Dom pogrzebowy jest moją formą żałoby”

Kiedy kobiety niosą trumnę. „Dom pogrzebowy jest moją formą żałoby”

Klaudia Prymek (trzecia od lewej), założycielka Domu Pogrzebowego Mój Anioł. Na zdjęciu jest także dyrektorka Mojego Anioła, Agnieszka Pietrzak (pierwsza od prawej)
Klaudia Prymek (trzecia od lewej), założycielka Domu Pogrzebowego Mój Anioł. Na zdjęciu jest także dyrektorka Mojego Anioła, Agnieszka Pietrzak (pierwsza od prawej) 
Dom pogrzebowy jest moją formą żałoby. Długo myślałam o tym, czy tę część mojej historii też poruszać, ale… straciłam córkę. Wiktoria miała 25 lat. Po jej śmierci pojawił się pomysł, by to kobiety niosły trumnę, bo to tak pięknie wygląda... Pracują u nas także panowie, czasami to oni muszą być zaangażowani, ale kiedy organizujemy pogrzeb dziecka – a specjalizujemy się w takich – albo osoby bardzo młodej, głównie kobiety obsługują taką uroczystość – mówi „Wprost” Klaudia Prymek, właścicielka warszawskiego Domu Pogrzebowego „Mój Anioł”. – Ze śmiercią można się oswoić, można zmienić podejście. 20 lat temu, kiedy zaczynałam pracę w zakładzie pogrzebowym, zresztą trafiając tam przez przypadek, powiedziałam, że mogę pracować w biurze, ale na pewno nie chcę mieć styczności ze zmarłymi, nie będę wchodzić do kaplicy. Gdy przechodziłam obok, zasłaniałam oczy – dodaje Agnieszka Pietrzak, dyrektorka „Mojego Anioła”.

Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: Nigdy wcześniej nie widziałam, by kobiety „obsługiwały” uroczystości pogrzebowe, nosiły urnę, a nawet trumnę…

Klaudia Prymek: Nie widziała pani, bo byłyśmy pierwsze i do niedawna jedyne. Ale wiem, że mamy już naśladowczynie.

Rynek się zmienia?

Dostaję dużo hejtu, gdy o tym mówię, ale jestem przekonana, że branża pogrzebowa stanęła gdzieś w latach 80-tych, może 90-tych i się nie zmienia. Dlatego to, co my proponujemy, tak wyróżnia się na jej tle.

To o tyle zaskakujące, czy zastanawiające, że jednak w ostatnich trzech dekadach widać ogromny rozwój biznesu, ale ten pogrzebowy wydaje się być oporny na zmiany.

Skąd pomysł, by rewolucjonizować branżę?

Z życia. Boleśnie mnie doświadczyło. Pochowałam młodszego brata. Organizując pogrzeb uświadomiłam sobie, że nawet jeśli masz pieniądze, nie możesz wyjść poza pewne schematy, bo w branży nie ma alternatyw. Każda firma pogrzebowa jeździ takim samym samochodem, ma taką samą reklamę, oferuje identyczne kwiaty i oprawę muzyczną.

Kiedy szukaliśmy białej trumny dla mojego brata, bo takie było życzenie mojej mamy, okazało się, że białe trumny są, ale tylko dla dzieci. On był mężczyzną. Miał dwa metry wzrostu, był postawny.

Ostatecznie sama ściągnęłam trumnę z zagranicy, sama po nią pojechałam, bo nikt w ofercie nie miał takiej opcji.

Kilka miesięcy po moim bracie, zmarła mama. I znowu zderzyłam się z brakiem możliwości zorganizowania pogrzebu na naszych warunkach. Właśnie wtedy poznałam Agę (Agnieszka Pietrzak – red.), która w branży działała już 20 lat. Dużo rozmawiałyśmy i okazało się, że nadajemy na tych samych falach. Powiedziałam jej, że chciałabym otworzyć dom pogrzebowy, ale zupełnie inny niż te, które znałyśmy do tej pory.

Klaudia Prymek (druga z prawej), założycielka domu pogrzebowego, w którym pracują kobiety

W kategorii „aktu odwagi” traktowałabym wejście do tak trudnej branży.

Jestem medykiem, od lat pracuję ze śmiercią, w hospicjum. Co zresztą też stało się tematem nieprzychylnych komentarzy, bo niektórym się wydaje, że opieki hospicyjnej z opieką już po śmierci nie da się jakoś zawodowo „łączyć”. Usłyszałam nawet, że celowo uśmiercam pacjentów, by potem zarabiać na ich pochówku.

Co pani odpowiada na takie komentarze?

Inteligentny człowiek wie, że gdyby chodziło o pieniądze, to mam ich więcej dzięki temu, że podopieczni hospicjum jak najdłużej żyją.

Odpowiedziałam wtedy właśnie tak, dosadnie.

Artykuł został opublikowany w 45/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.