10 lipca 2021 roku, w niewielkiej miejscowości Borowce na Śląsku, Jacek Jaworek brutalnie zabił swojego brata Janusza, jego żonę Justynę oraz bratanka Kubę. Ocalał tylko najmłodszy syn Janusza i Justyny, Gianni, który schował się w szafie, gdy usłyszał strzały.
Dzięki jego relacji wieś szybko dowiedziała się o tragedii – nastolatek zdołał uciec przez okno i szukać pomocy u sąsiadów. Jak ustalono później, Jaworek użył pistoletu kalibru 7,65 mm, oddając aż dziesięć strzałów.
Szok w rodzinnych Borowcach
Potrójne zabójstwo wywołało ogromny szok nie tylko w Borowcach. O poszukiwaniach Jaworka, który przepadł po zbrodni, mówiła cała Polska. Jaworek, do tej pory postrzegany przez sąsiadów jako konfliktowy, lecz raczej niegroźny, został jednym z najbardziej poszukiwanych przestępców w Europie. Za sprawą Interpolu wydano za nim tzw. czerwoną notę, co pozwalało na natychmiastowe zatrzymanie na granicy każdego kraju, w którym mógłby próbować się ukryć.
Tykająca bomba. Żona występuje o rozwód
Mieszkańcy Borowców mówią, że Jacek Jaworek od pewnego czasu był tykającą bombą. Zdecydowany, impulsywny i nad wyraz skrupulatny, miał kłopoty z przystosowaniem się do życia w społeczeństwie.
Jak wspomina kuzyn Jaworka, Tomasz Górnicz, Jaworek był człowiekiem wyjątkowo czystym i skrupulatnym. Prowadził staranne notatki dotyczące wydatków, a jego skrajna pedanteria przejawiała się w nieustannym sprzątaniu. Problemy zaczęły się na dobre po jego powrocie do rodzinnej miejscowości. Wcześniej Jaworek mieszkał w Częstochowie, z żoną i trójką dzieci.
Pracował jako kafelkarz, wykonując wykończenia w Niemczech, Szwajcarii i we Włoszech. Z czasem życie prywatne Jacka się załamało. Częsta rozłąka i trudny charakter mocno rzutowały na relacje z dziećmi i żoną, która wreszcie zdecydowała się na rozwód. Zażądała przy tym alimentów na dzieci. O takie same wystąpiła najstarsza córka.
Alimenty. Dług rośnie
Jaworek nie zamierzał płacić alimentów. Nie mieszkał pod starym adresem, nie potrafił odbierać maili, więc nie miał pojęcia, że rósł jego dług alimentacyjny.
O tym, że ma płacić, dowiedział się przypadkiem podczas kontroli drogowej. Ze względu na niewielkie zadłużenie policjant puścił go wolno. Zdarzenie wywołało jednak w nim gniew i frustrację, miał też pełne przekonanie, że jego obowiązki alimentacyjne są niesłuszne.
Napięcie konfliktu w rodzinie
Kiedy pandemia COVID-19 uwięziła Jaworka w Polsce, pojawiły się kolejne kłopoty. Ze względu na ograniczenia w podróżach międzynarodowych musiał zamieszkać u swojego brata Janusza w Borowcach. Relacje między braćmi zaczęły się pogarszać. Tomasz Górnicz, kuzyn Jaworka, twierdzi, że Jacek zaczął obwiniać Janusza o swoje problemy prawne.
Nałożyła się na to również frustracja Jaworka związana z koniecznością dostosowania się do warunków panujących w domu brata. Rodzina Janusza zajmowała większość przestrzeni, a sam Jacek miał przydzieloną kuchnię jako swoje miejsce do spania. Z czasem sytuacja uległa eskalacji. Gdy Jaworek zajął siłą pokój swojego bratanka, było już wiadomo, że dom stał się dla wszystkich zbyt ciasny.
Jaworek w każdej sytuacji czuł się uciśniony, nieustannie przeszkadzały mu hałasy, a najdrobniejsze sprawy – takie jak wyłączenie ciepłej wody – stawały się źródłem awantur. Jednym z bardziej kuriozalnych epizodów było zagotowanie aż 26 czajników wody, co wywołało gniew brata i bratowej. Tomasz Górnicz przyznaje, że coraz częściej obawiał się, iż napięcie w końcu wymknie się spod kontroli.
Więzienie i powrót do Borowców
Sprawy skomplikowały się, gdy Jaworek został aresztowany za niepłacenie alimentów i trafił do Zakładu Karnego w Wąsoszu Górnym, gdzie spędził niespełna trzy miesiące. Czas ten wspominał jako wyjątkowo trudny, mimo że więzienie to było stosunkowo łagodne. Po wyjściu na wolność wrócił do Borowców, gdzie – według relacji Tomasza Górnicza – stał się bardziej impulsywny i zamknięty w sobie.
Dramatyczna noc i ucieczka
9 lipca 2021 roku, w przeddzień tragedii, Tomasz Górnicz spotkał się z Jaworkiem przy ognisku w pobliskim lesie. Razem wspominali dawne czasy, a Jaworek wydawał się wówczas w nastroju niemalże nostalgicznym. Rozstali się po północy, nie mając pojęcia, że wkrótce nastąpi tragedia, która wstrząśnie całą wsią.
W nocy z 9 na 10 lipca Jacek Jaworek z zimną krwią zabił swojego brata, bratową oraz bratanka, pozostawiając najmłodszego Gianniego żywego. Niedługo po tej tragedii Jaworek rozpłynął się w powietrzu, a policja rozpoczęła intensywne poszukiwania, przeszukując okoliczne lasy, opuszczone budynki i pustostany.
Wokół Borowców zaczęły pojawiać się radiowozy, a cała miejscowość zamknęła się w sobie, obawiając się, że morderca może w każdej chwili wrócić.
W ciągu kolejnych dni i miesięcy poszukiwania przynosiły jedynie fałszywe tropy. Jasnowidz Krzysztof Jackowski zasugerował nawet, aby Jaworka szukać w okolicach zbiornika w Poraju, lecz jego wizje okazały się nietrafne. Choć odkryto ciało mężczyzny w akwenie niedaleko Poraja, badania wykazały, że nie było to ciało poszukiwanego Jacka Jaworka.
Samobójstwo i nowy początek śledztwa
19 lipca 2024 roku policja poinformowała o odnalezieniu ciała Jaworka, poszukiwanego przez trzy lata sprawcy potrójnego morderstwa. Znaleziono go martwego w Dąbrowie Zielonej, z raną postrzałową głowy, w opuszczonej wiacie przy boisku oddalonym o 5 kilometrów od Borowców. Potwierdzenie tożsamości Jaworka nastąpiło po badaniach genetycznych.
Jak relacjonował Tomasz Górnicz, wieść o śmierci kuzyna wywołała u niego mieszankę ulgi i żalu – świadomość, że nie zostanie on już odnaleziony żywy, lecz także przekonanie, że w końcu zakończono trzyletni koszmar jego bliskich i całej wsi.
Śmierć Jaworka pozostawiła jednak więcej pytań niż odpowiedzi. Gdzie się ukrywał przez ostatnie trzy lata? Kto zapewniał mu środki niezbędne do przeżycia, w tym leki na podagrę i choroby serca? Jak zdołał przemycić broń, której użył zarówno do zbrodni, jak i do własnego samobójstwa?
Śledztwo wykazało, że Jaworek mógł być ukrywany przez swoją ciotkę, Teresę D., która mieszkała w Dąbrowie Zielonej i była jego matką chrzestną. Policja, analizując nagrania z kamer monitoringu, odkryła, że przed śmiercią Jaworek mógł opuścić dom Teresy D., gdzie znaleziono jego rzeczy osobiste – ubrania, maszynkę do golenia, a także telefony.
Zdarzenie doprowadziło do zatrzymania Teresy D. pod zarzutem utrudniania śledztwa i ukrywania poszukiwanego przestępcy. Spędziła ona 43 dni w areszcie w Lublińcu, lecz później została zwolniona za poręczeniem i będzie odpowiadać z wolnej stopy. Grozi jej do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Mieszkańcy Borowców i Dąbrowy Zielonej, którzy znają Teresę D. jako osobę serdeczną i troskliwą, są przekonani, że nie działała z premedytacją. Większość z nich uważa, że przyjęła Jacka pod swój dach z litości lub też została zmanipulowana przez swojego chrześniaka. Istnieją też podejrzenia, że Jaworek przez część czasu ukrywał się za granicą, korzystając z fałszywych dokumentów, co umożliwiłoby mu pozostawanie poza zasięgiem polskich służb.
Niektórzy mieszkańcy sugerują również, że mógł mieć pomoc z zewnątrz, być może od osób, które poznał w więzieniu.
Śmierć Jaworka ponownie poruszyła lokalną społeczność. Borowce, które od czasu tragedii w 2021 roku próbowały wrócić do normalności, znów stały się miejscem pytań bez odpowiedzi i spekulacji o tym, co naprawdę wydarzyło się przez te trzy lata. Tomasz Górnicz przyznaje, że Jaworek był osobą, którą niełatwo było rozgryźć, i że cała rodzina – choć wiedziała o jego problemach – nie spodziewała się aż tak dramatycznego końca.
Rodzinne traumy w Borowcach
Śmierć Jaworka, chociaż przyniosła koniec poszukiwań, pozostawiła niezabliźnione rany. Rodzina zamordowanych wciąż zmaga się z traumą. Najmłodszy z ocalałych, Gianni, obecnie pozostaje pod opieką ciotki, która stara się zapewnić mu stabilność i ochronę przed mrocznymi wspomnieniami. Po tragedii życie młodego chłopca zmieniło się nieodwracalnie, a jego historia jest na zawsze związana z losem, jaki spotkał jego bliskich.
Dom w Borowcach, w którym doszło do potrójnego morderstwa, do dziś pozostaje pusty, a jego klucze są w posiadaniu siostry Jaworka, Anny. To ona zajmuje się sprzątaniem posesji, wymienia firanki, kosi trawnik, jakby chciała oddać szacunek zamordowanej rodzinie i zachować pamięć o tragicznie zmarłych bliskich. Pomimo upływu czasu nie zdecydowała się na zlecenie tych prac zewnętrznej firmie – tłumaczy, że tragedia dotyczyła "swoich" i to "swoi" powinni o to miejsce dbać.
Czytaj też:
Ciotka Jaworka opuściła areszt. „Noce były najtrudniejsze, czasem płakałam”Czytaj też:
Zwrot ws. ciotki Jacka Jaworka. Sąd podjął decyzję