Pedofilia w archidiecezji przemyskiej? Sprawie przygląda się Watykan i prokuratura

Pedofilia w archidiecezji przemyskiej? Sprawie przygląda się Watykan i prokuratura

Dodano: 
Ksiądz
Ksiądz Źródło: Shutterstock / Gorodenkoff
Czy arcybiskupi przemyscy są winni zaniedbań w sprawie wykorzystania seksualnego osoby małoletniej? Sprawdza to nie tylko Watykan ale też polska prokuratura. Sprawę szeroko opisuje „Rzeczpospolita”.

Watykan sprawdza obecnie czy arcybiskupi Józef Michalik i Adam Szal nie zaniedbali sprawy z archidiecezji przemyskiej. Chodzi o wykorzystanie seksualne 12-letniego chłopaka przez księdza Stanisława. Do czynu miało dojść w połowie lat 90.

Pedofilia w archidiecezji przemyskiej

Pokrzywdzony o zdarzeniu opowiedział w 2013 roku. Wówczas już sam był księdzem i rozmawiał o tym z arcybiskupem przemyskim Józefem Michalikiem. Złożył też pisemne zgłoszenie swojego przypadku. Zgodnie z kościelnymi przepisami, sprawę powinien dalej zgłosić do Watykanu poinformowany o niej biskup.

– Kilka tygodni po zgłoszeniu zadzwonił do mnie ks. Stanisław. Prosił o spotkanie – powiedział dziennikarzom ks. Marcin. – Zgodziłem się. W trakcie rozmowy stwierdził, że kontakt do mnie dostał od abpa Michalika, który miał mu powiedzieć, że jeśli się „dogadamy”, nie będzie procesu – ujawnił.

– Przepraszał mnie za to, co zrobił, błagał, bym wycofał doniesienie. Mówił, że niszczę jego kapłaństwo. W końcu napisał oświadczenie, w którym przyznał się do skrzywdzenia mnie w dzieciństwie. Dopisał prośbę o niewszczynanie procedury karnej. Podpisał się, a ja zrobiłem odręczny dopisek, że przychylam się do tej prośby – opowiadał ksiądz Marcin.

Później stwierdził jednak, że były proboszcz szantażował go. Miał mówić, że opowie o wszystkim rodzinie młodszego księdza, i że targnie się na swoje życie. Abp Michalik z kolei zapewniał, że przekazał odpowiednie informacje do sądu biskupiego. Zaprzeczył, by dawał jakiekolwiek sugestie „dogadania się”.

Abp Michalik źle zajął się sprawą księdza?

Rozmówcy „Rzeczpospolitej” zwracają uwagę, że abp Michalik nie powinien był ujawniać oskarżonemu personaliów pokrzywdzonego. To przez to ofiara była później nagabywana przez swojego oprawcę. Eksperci podkreślają, że hierarcha powinien był zamknąć dochodzenie wstępne po uzyskaniu przyznania się do winy i przekazać śledztwo do Watykanu.

– Sprawę komplikowało powiązanie pokrzywdzonego z domniemanym oskarżonym, który ciągle był jego penitentem, i zaistniała konieczność uszanowania tajemnicy spowiedzi – tłumaczył się abp Michalik. Księdza Sanisława nie zawieszono. W 2015 roku zamieszkał na terenie diecezji rzeszowskiej. Został tam kapelanem w ośrodku opiekuńczo-leczniczym.

Abp Michalik na emeryturę przeszedł w 2015 roku, zastąpił go abp Adam Szal. Dziennikarzy zapewniał, że „nikt nie zamiatał niczego pod dywan”. Zaznaczał, że w sprawie pojawiło się sporo wątpliwości. Oświadczył, że spotkał się z księdzem Marcinem, który miał przekonywać go, że nie chce żadnych procesów i wyjaśnień. Akta sprawy przekazano Watykanowi dopiero w styczniu 2019 roku, czyli 5 lat od zgłoszenia.

Stolica Apostolska zakończyła proces karno-administracyjny w czerwcu 2021 roku, pozbawiając księdza Stanisława godności kościelnych. Zakazano mu też na 5 lat pracy z dziećmi i młodzieżą oraz odprawiania mszy poza jego ośrodkiem. Miał wpłacić jedną pensję na Fundację Świętego Józefa. Duchowny nie odwołał się od tych kar.

Sprzeczne twierdzenia pokrzywdzonego i biskupów

U księdza Marcina lekarze zdiagnozowali zespół stresu pourazowego. Od 2022 roku z własnych środków płacił za terapię. Jak mówił, żaden z biskupów nie zaoferował mu pomocy. – W rozmowach z nim zawsze stawiałem pytanie, czy potrzebuje pomocy i jakiej, abym mógł mu pomóc. Zapewniał, że pomocy nie potrzebuje, że daje sobie radę – przekonywał abp Szal. Również abp Michalik mówił o licznych spotkaniach.

Diecezja miała wypłacić pokrzywdzonemu 10 tys. zł tytułem zwrotu kosztów procesu, a później jeszcze 45 tys. zł za finansowanie terapii. – Dostałem te pieniądze, ale po wielu miesiącach szarpaniny – potwierdził skrzywdzony w dzieciństwie ksiądz.
– Ale i tak umowę w tej sprawie udało się podpisać dopiero w lipcu tego roku, po tym jak poruszyłem niebo i ziemię – dodawał. – Tak powinna wyglądać troska o pokrzywdzonych, że sami wszystko muszą wyżebrać? – pytał. Biskupów oskarża teraz o liczne zaniedbania.

Nie wiadomo, kto ostatecznie zgłosił sprawę do Watykanu. Jeden z wyznaczonych do działania biskup ów skontaktował się z księdzem Marcinem. Przekazał mu, że zawiadomiona została prokuratura. Śledztwo w sprawie samego czynu pedofilskiego umorzono. Trwa za to badanie zaniedbań biskupów przemyskich. Własne postępowanie prowadzi też Watykan.

Czytaj też:
Czeka nas żałoba po Kościele? „W Irlandii już się nie boją księdza czy biskupa. U nas będzie podobnie”
Czytaj też:
„Demon w Watykanie” był bezkarny przez pół wieku. Ukarać chciał go już Pius XII

Opracował:
Źródło: Rzeczpospolita