Bukiel dodał, że jeśli rząd przeforsuje opóźnienie o rok wejście w życie przepisów o czasie pracy lekarzy, to związek zwróci się do prezydenta, by tą zmianę zawetował.
Szef OZZL powiedział, że związek nie godzi się czekać na dodatkowe pieniądze, lekarze nie zgadzają się też, by ewentualne podwyżki wynosiły 15 proc. Zdaniem szefa OZZL, minister zdrowia może zaproponować właśnie 15 proc., bo w przeszłości PO składała takie deklaracje.
"To nie jest strajk, w którym można się dogadać ze związkiem zawodowym. Teraz decydują pojedynczy ludzie, bo to od ich zgody cos zależy. My możemy do nich tylko apelować" - powiedział Bukiel.
We wtorek o czasie pracy z minister Kopacz rozmawiał prezes Naczelnej Izby Lekarskiej Konstanty Radziwiłł. Po tym spotkaniu powiedział PAP, że aby lekarze spokojnie podeszli do sprawy i nie domagali się realizacji wszystkich postulatów płacowych, to musi być ze strony rządu jakaś gwarancja, deklaracja kroczącego wzrostu minimalnego wynagrodzenia.
Od stycznia 2008 r. mają wejść w życie unijne przepisy, ograniczające czas pracy lekarzy do 48 godzin tygodniowo. Zgodnie z prawem (tzw. klauzula opt-out), lekarz będzie mógł pracować dłużej, nawet do 72 godzin tygodniowo, ale musi wyrazić na to zgodę.
Poprzedni rząd szacował, że wejście w życie tych przepisów będzie kosztować budżet państwa ok. 700 mln zł. Miały one pochodzić z Funduszu Pracy.
j/pap