W czwartek 7 listopada do centrali TOPR wpłynęło zgłoszenie o zatrzymaniu krążenia u 68-letniego turysty. Mężczyzna, w towarzystwie znajomych, znajdował się na czarnym szlaku w okolicy Waksmundzkiego Szlaku – podało RMF FM. Na miejsce zdarzenia został wysłany śmigłowiec z grupą ratowników. Mimo przeprowadzenia resuscytacji krążeniowo-oddechowej, życia 68-latka nie udało się uratować.
Incydent ze śmigłowcem w Tatrach. Ta sytuacja powinna być przestrogą
Ratownicy zwrócili jednak uwagę na nieodpowiedzialne zachowanie niektórych osób, które znajdowały się na górskim szlaku i niepotrzebnie unosiły ręce w taki sposób, że przypominały literę „Y”, co myliło pilota. Warto podkreślić, że takie ułożenie rąk symbolizuje słowo „yes” i stanowi jednoznaczny sygnał dla przedstawicieli służb, że w konkretnym obszarze znajduje się osoba potrzebująca. Nieuzasadnione korzystanie z tego gestu może wprowadzić w błąd pilota, który próbuje wraz z zespołem jak najszybciej zlokalizować miejsce, gdzie znajdują się ludzie czekający na ratunek.
Piotr Konopka, ratownik dyżurny TOPR, powiedział, że turyści powinni zdawać sobie sprawę z tego, jak poważne konsekwencje może nieść za sobą ich zachowanie. – Może doprowadzić nawet do poważnych następstw, dlatego że osoba pilnie potrzebująca pomocy może się tej pomocy na czas nie doczekać – powiedział w rozmowie z RMF FM. – Jeśli śmigłowiec przyziemi lub – co gorzej – wykona desant ratowników z powietrza i okaże się, że to miejsce nie jest miejscem, w którym oczekuje ofiara wypadku, to podebranie tych ratowników dołowych, wciągnięcie ich na windzie na pokład śmigłowca trwa i to mogą być te minuty, które kogoś oczekującego na pomoc mogą kosztować życie – dodał ratownik.
Czytaj też:
Nagranie z Karkonoszy wywołało burzę. Weszła na strome zbocze z dzieckiemCzytaj też:
Pierwszy śnieg we Wrocławiu. IMGW ostrzega przed gołoledzią