Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Ksiądz Michał Olszewski, który niedawno, po siedmiu miesiącach, opuścił areszt, miał wpływ na wzrost powołań kapłańskich? Tak twierdzi biskup Antoni Długosz z archidiecezji częstochowskiej.
Ks. Wojciech Lemański: Oczywiście, że nie. Traktuję te słowa księdza biskupa jako skrót myślowy i to bardzo niestosowny. Tajemnica powołania pozostaje tajemnicą relacji człowieka z Bogiem. Trzeba byłoby więc pytać każdego z ponad trzystu pukających do bram klasztorów czy seminariów duchownych. Jestem pewien, że te motywacje są bardzo różne. To przecież indywidualne decyzje dorosłych ludzi.
Więzienna historia księdza Olszewskiego z pewnością nie jest tu żadnym punktem odniesienia.
Dlaczego?
To tak, jakby dowodzić, że po 1978 roku młodzi ludzi chcieli iść do seminarium, bo Karol Wojtyła został papieżem. To niedopuszczalne uproszczenie. Przecież decyzja o seminarium czy klasztorze, może zmienić całe życie tego człowieka. Okoliczności zewnętrzne mogą stanowić impuls, ale potem jest siedem lat na podjęcie ostatecznej decyzji.
Osobiście uważam, że ksiądz Michał tą ostatnią historią z milionami i aresztem źle się przysłużył Kościołowi w Polsce. A nadto, ksiądz nie mijał się z prawdą, ale świadomie wprowadzał w błąd opinię publiczną. Oszukiwał nas wszystkich, co do swoich kontaktów ze Zbigniewem Ziobrą, ówczesnym ministrem sprawiedliwości.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.