Zatrzymany na terenie Niemczech 26-letni Łukasz Ż., który podejrzewany jest o spowodowanie tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej, został w czwartek przekazany polskim służbom. Grozi mu do 12 lat pozbawienia wolności.
Zdaniem śledczych Łukasz Ż. uderzył rozpędzonym samochodem w jadący przed nim pojazd, którym podróżowała czteroosobowa rodzina, a następnie uciekł z miejsca zdarzenia. W wypadku zginął 37-letni mężczyzna, a ranna została jego żona kierująca pojazdem i dwójka ich małych dzieci.
Słowa żony ofiary chwytają za serce
Dziennikarka programu „Czarno na białym” TVN24 porozmawiała z panią Eweliną, która prowadziła staranowany pojazd. Kobieta opowiedziała, jak wyglądał feralny dzień. – Rano, jak zawsze w sobotę, mój mąż z moim synkiem poszli do piekarni po świeże pieczywo, po ciasteczka, jakieś bułeczki – wspomina.
– Potem wybieraliśmy się na uroczystość rodzinną. My zawsze przed imprezą włączamy muzykę, żeby się nastroić. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy, wygłupialiśmy się. Była rewia mody, córka kombinowała w co się ubrać, mąż ja i synek doradzaliśmy córeczce. I pojechaliśmy na tę uroczystość rodzinną. Jak zawsze mój mąż śpiewał na karaoke. To był cudowny dzień, jak jeden z wielu – opowiada kobieta.
Rodzina miała już ustalone plany na kolejny dzień. Pan Rafał miał zabrać dzieci na mecz Legii Warszawa. – Cieszyłam się, że to będzie kolejny świetny dzień – wspomina pani Ewelina.
„Za 12 minut byśmy byli wszyscy w łóżkach”
Zanim wsiedli do samochodu, żeby wrócić z rodzinnego przyjęcia, pomogli jeszcze posprzątać, a pani Ewelina wykąpała dzieci i przebrała w piżamki, żeby te były już gotowe do spania. – Zapakowaliśmy auto, posadziliśmy dzieci w foteliki pozapinaliśmy – relacjonuje.
Pan Rafał usiadł z dziećmi z tyłu samochodu, żeby się nimi zaopiekować. – Gdy mąż już przysnął razem z dziećmi z tyłu, bo też była dość późna godzina, to z takiej troski już go nie budziłam, żeby się wyspał. Jednak w domu nie dojechaliśmy – mówi kobieta.
– 10 minut do domu. Za 12 minut byśmy byli wszyscy w łóżkach. Byliśmy na wysokości stadionu Legii na trasie Łazienkowskiej. Nie pamiętam momentu uderzenia. Nie chcę pamiętać. Nie chcę pamiętać, bo wiem, że to byłoby bardzo trudne dla mnie i myślę, że wróciłyby obrazy z tego momentu – opowiada.
Pani Ewelina przebudziła się dopiero w szpitalu. Jak opowiada dziennikarce TVN24, nie pamięta, czy to była niedziela, czy to był poniedziałek. Nie była w pełni świadoma i konieczna była od razu operacja, żeby mogła dojść do siebie. – Jak się przebudziłem i zaczęłam być choć trochę świadoma zapytałam się co z moją rodziną, co z moimi dziećmi, co z moim mężem. Od psychologa się dowiedziałam o mężu, ponieważ nikt z moich bliskich nie był w stanie przekazać mi tej informacji – opowiada.
„Wiele osób poczułoby złość. Ja poczułam smutek”
Kobieta wspomina, że bliscy natychmiast otoczyli ją wielkim wsparciem. – Nasze dzieci każdego dnia i każdej nocy miały kogoś przy swoim łóżku – mówi. – Córeczka wymaga najmniej rehabilitacji. Czas dla niej jest jedynym lekarstwem. Synek… Czeka go rehabilitacja, żeby mógł wrócić do sprawności fizycznej, bo miał przez długi czas nóżkę w gipsie i z prętami, drutami w kolanku – opowiada kobieta, którą także czeka długa rehabilitacja.
– Wiele osób poczułoby złość. Ja poczułam smutek, że ten młody człowiek ma w sobie tyle lekkomyślności, że ten młody człowiek nie zadbał o osoby, które z nim jechały w tym samochodzie, ale również i o kierowców na drodze. Podejrzewam, że on nie jest jedyną osobą, która tak może postępować – mówi dziennikarce TvN24 kobieta.
– Poczułam smutek, żal, że nie będę miała męża obok siebie, moje dzieci nie będą czuły obecności tatusia, że tatuś nie będzie na komunii świętej. Poczułam tęsknotę, że nie mam męża obok mnie, ale nie poczułam złości na tego człowieka – dodaje.
„Chciałabym, żeby mnie zobaczył”
Pytana o to, czy chciałaby spojrzeć sprawcy w oczy, mówi wprost: „Chciałabym, żeby mnie zobaczył”. – Żeby zobaczył, że to co zrobił, to nie zrobił robotowi, tylko że to zrobił człowiekowi, który ma ogrom emocji w sobie. Chciałabym, żeby zobaczył moje oczy, które w tej chwili się cały czas szklą. Chciałabym, żeby zdał sobie sprawę z tego, że rzeczywiście skrzywdził człowieka – mówi.
– Chciałabym, żeby osoba, która jest winna temu wypadkowi, wiedziała, że jest winna i poniosła tego konsekwencje, jakiekolwiek by nie były. Myślę, że nic innego na ten moment nie uśmierzy mojego bólu – mówi kobieta.
Czytaj też:
Giertych wprost o zatrzymaniu Sutryka. Zwrócił uwagę na jedną rzeczCzytaj też:
Polak wystartował w islandzkich wyborach. Szuka go policja