Nie spełniło się marzenie liberalnych mediów, żeby to Przemysław Czarnek został kandydatem PiS na prezydenta. Były szef ministerstwa edukacji mimo, że kreował się na polskiego Donalda Trumpa, jest zbyt kontrowersyjny, żeby przekonać do siebie umiarkowanych wyborców i cały PiS. Na dodatek jest zbyt groźny z punktu widzenia interesów partii, bo ma za sobą silną frakcję i rosnące wpływy, które umożliwiłyby mu sięgnięcie po przywództwo w Prawie i Sprawiedliwości. Wybrano zatem wersję bezpieczniejszą – polityka spoza partii, bez zaplecza i uzależnionego od poparcia Jarosława Kaczyńskiego.
Co prawda rzecznik prasowy partii zarzekał się, że na razie decyzja w sprawie kandydata PiS nie zapadła, a Karol Nawrocki zostanie zgłoszony jako kandydat niezależny i może się ubiegać o poparcie PiS, to jest oczywiste, że prezes IPN nie rzuciłby się do walki o prezydenturę, nie mając poparcia największej partii opozycyjnej. Zatem obiecano mu przeprowadzenie kampanii.
Inka i Żołnierze Wyklęci
Działacze partyjni mogliby kręcić nosem na ten wybór, że Nawrocki jest słabo rozpoznawalny, nie należy do partii, zatem w razie gdyby wygrał wybory prezydenckie (dziś nie ma na to zbyt wielkich szans) mógłby okazać się niesterowalny. Wreszcie, że w jego wypromowanie trzeba włożyć dużo pieniędzy, których partia nie ma, a działacze mogą nie chcieć pracować na kandydata, którego słabo znają.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.