Dziewczynka w oknie życia w Gdańsku. „Jej oczka zapamiętam do końca życia”

Dziewczynka w oknie życia w Gdańsku. „Jej oczka zapamiętam do końca życia”

Dodano: 
Okno życia, zdjęcie ilustracyjne
Okno życia, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Szymon Pulcyn
To siostra Lucjana odnalazła dziewczynkę w gdańskim oknie życia. – Jej oczka zapamiętam do końca życia, były tak pięknie niebieskie, jak niebo. Noszę to dziecko w serduchu – powiedziała.

Kilkanaście dni temu w Domu Samotnej Matki i Sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Gdańsku Matemblewie rozległ się alarm. Kiedy siostra Lucjana weszła do pomieszczenia, w którym znajduje się okno życia, zauważyła dziecko.

Dziecko w oknie życia w Gdańsku. „Nogi miałam jak z waty”

– Okno jest podświetlone, więc dziecko dostrzegłam od razu, kiedy weszłam do pokoju. Wzięłam je na ręce, przeżycie emocjonalne przeogromne. Nogi miałam jak z waty. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że prędzej, czy później tak się może zdarzyć, że w oknie życia ktoś się pojawi, ale jednak teraz to było realne. Od razu pomyślałam o mamie tego malucha – co się musiało zdarzyć w jej życiu takiego, że nie widziała innego wyjścia jak tylko je pozostawić w oknie. Nie osądzam jej, myślę o niej z troską – powiedziała siostra Lucjana w rozmowie z portalem trojmiasto.wyborcza.pl.

Jak dodała, dziewczynka miała „na oko” ok. 10-miesięcy. – Na pewno była związana ze swoimi opiekunami, a oni z nią. Nie była zalękniona. Jej oczka zapamiętam do końca życia, były tak pięknie niebieskie, jak niebo. Noszę to dziecko w serduchu – powiedziała siostra Lucjana i wyraziła nadzieję, że dziewczynka znajdzie rodzinę, która ją pokocha. – A gdyby mama dziecka się u nas pojawiła, to jesteśmy gotowe, żeby jej pomóc. Przyjmiemy ją z wielką życzliwością i miłością, nie patrząc na to, co się stało – zapewniła siostra zakonna.

Matka oddała dziecko do okna życia. „Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło”

Od czasu, kiedy ukazała się rozmowa z siostrą Lucjaną, rodzice dziecka zdążyli już zabrać głos w mediach. Jak się okazało, to matka zaniosła swoją córkę do okna życia. Miała to zrobić bez wiedzy męża.

– Robię wszystko, co mogę, cały program realizuję i plan działania z paniami z MOPR, mam od nich ogromne wsparcie i modlę się do Boga, żeby odzyskać swoje dziecko. Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło tamtego dnia, to był impuls, zostałam sama bez środków do życia, bez dachu nad głową, znów słyszałam wyzwiska, groźby, obelgi, zwyczajnie przeszłam załamanie psychiczne, nie myślałam racjonalnie, dlatego oddałam Sarę siostrom zakonnym, by była bezpieczna – powiedziała w rozmowie z „Faktem”.

Czytaj też:
Tu dziecięcy płacz jest nowym początkiem, a alarm wywołuje radość. Tak działają okna życia
Czytaj też:
Zwłoki noworodków chowała w reklamówkach i piecu. Sąd wydał wyrok

Źródło: WPROST.pl / trojmiasto.wyborcza.pl / fakt.pl