Mężczyzna deklaruje, że dołoży wszelkich starań, aby jego dzieci mogły zasiąść przy wigilijnym stole razem z nim, jego nową partnerką oraz rodzicami. – Wiem, że to będzie dla nas wszystkich bardzo trudny czas, ale chcę, żeby dzieci spędziły go z nami – powiedział Jan Klimek w rozmowie z dziennikarzami „Faktu”.
Śledztwo trwa. Na razie bez przełomu
Na początku grudnia śledztwo w sprawie zaginięcia Beaty Klimek przejęła Prokuratura Regionalna w Szczecinie, jednak jak dotąd nie osiągnięto przełomu w tej sprawie.
Rodzina kobiety jest przekonana, że Beata Klimek nie zdecydowała się dobrowolnie porzucić swoich dzieci – 8-letniej Zuzi, 9-letniego Kacpra oraz 12-letniego Marcela. Opiekę nad rodzeństwem sprawuje obecnie siostra zaginionej razem z mężem i córką. Jak już informowaliśmy wcześniej, dzieci przeżywają bardzo trudne chwile, boją się, że święta będą musiały spędzić bez mamy.
– Cały czas ją wspominają i czekają na jej powrót. Dzieci potrzebują pomocy specjalistycznej, jeździmy z nimi do lekarzy. Najstarszy chłopiec Marcelek powiedział ostatnio, że on nie chce świąt Bożego Narodzenia i jeżeli mama nie wróci, to on nie usiądzie w ogóle do świątecznego stołu – mówiła w rozmowie z dziennikarzami Ola Klimek, siostrzenica zaginionej Beaty.
Mąż kobiety twierdzi jednak, że nie ustaje w staraniach, aby odzyskać prawo do opieki nad dziećmi.
– Jadę właśnie w tej sprawie do pani adwokat, żeby ustalić, co mam dalej robić. Z sądu wciąż nie otrzymałem odpowiedzi w sprawie przyznania mi opieki nad dziećmi, pomimo że pismo wysłałem 9 albo 10 października. – mówił Jan Klimek dziennikarzom „Faktu”. Podkreślił, że „nie jest oskarżony czy podejrzany, przecież niczego takiego nie było i nie ma”.
„Zrobię wszystko”
Jan Klimek deklaruje, że mimo trudnościchce, aby dzieci spędziły święta razem z nim, jego partnerką oraz rodzicami w domu w Poradzu.
– Wiem, że to będzie dla nas wszystkich bardzo trudny czas, ale chcę, żeby dzieci spędziły go z nami. Będę obchodził święta w moim domu w Poradzu razem z moją partnerką i rodzicami. Zrobię wszystko, żeby dzieci usiadły z nami przy świątecznym stole – powiedział mąż zaginionej.
Rodzina Beaty Klimek ujawnia natomiast, że Jan Klimek od momentu zaginięcia żony nie podejmuje prób kontaktu z dziećmi.
Jan Klimek stanowczo zaprzecza, jakoby miał związek z zaginięciem żony i zapewnia, że współpracuje ze śledczymi. – Policja co jakiś czas do mnie przyjeżdża. Sprawdzają to tu, to tam. To jest ich praca. Ja niczego nie będę im utrudniał, bo ja nie mam nic na sumieniu. Wszystko czego chcą, to ode mnie dostaną. Wszystko im udostępnię – obiecuje mąż zaginionej.
Beata Klimek zaginęła w październiku
Kobieta znajdowała się w trakcie procesu rozwodowego z mężem, z którym spędziła 26 lat w związku małżeńskim. Jej mąż, Jan Klimek, od ponad roku żyje w związku z inną kobietą, Agnieszką B., i wyprowadził się do pobliskiego miasta Łobez.
W poniedziałek, 7 października tego roku, około godziny 7:00 Beata Klimek odprowadziła trójkę swoich dzieci na przystanek autobusowy, z którego rodzeństwo pojechało do szkoły. Sama miała rozpocząć pracę o godzinie 8:00. Zajmowała się sprzątaniem w jednym z lokalnych banków.
Jednakże pani Beata tego dnia nie dotarła do miejsca pracy. Zaniepokojona jej nieobecnością przełożona próbowała nawiązać kontakt telefoniczny. Choć urządzenie odbierało sygnał połączenia, kobieta nie odpowiadała. Po godzinie 8:40 telefon przestał być aktywny. Bliscy Beaty Klimek relacjonują, że po odprowadzeniu dzieci wróciła jeszcze na chwilę do domu. Od tego momentu ślad po niej zaginął.
Czytaj też:
Zaginięcie Beaty Klimek. Partnerka jej męża wypowiedziała się na temat dzieciCzytaj też:
Beata Klimek zaginęła. Zwrot w głośnej sprawie. Policja przekazała nowe informacje