Jednocześnie, podobnie jak w poprzednich orzeczeniach dotyczących tego śledztwa, sąd zastosował tzw. „areszt warunkowy”. Oznacza to, że jeżeli były polityk i biznesmen wpłaci do 31 stycznia 2024 roku 2 mln zł poręczenia majątkowego, będzie mógł opuścić areszt.
Janusz Palikot wciąż w areszcie. Sąd zdecydował
Wniosek o przedłużenie aresztu złożył prokurator 18 grudnia 2023 roku. Podczas posiedzenia aresztowego sąd uznał, że „zarówno zachodzi przesłanka ogólna, czyli uprawdopodobnienie popełnienia zarzucanych czynów, jak i obawa matactwa, zagrożenia wysoką karą oraz ryzyko ukrywania się” – tak treść decyzji sądu streściła prokurator Katarzyna Calów-Jaszewska z zespołu prasowego Prokuratury Krajowej, cytowana m.in. przez „Rzeczpospolitą”.
Przypomniała również, że sąd utrzymał pierwotną kwotę poręczenia majątkowego na poziomie 2 mln zł, a termin wniesienia kaucji został przesunięty na 31 stycznia ze względu na trudności zorganizowania takiej sumy w okresie świątecznym.
Wcześniej, 18 grudnia, Sąd Okręgowy we Wrocławiu – rozpatrując zażalenie na przedłużenie aresztu do 1 stycznia 2024 roku – wskazał możliwość wyjścia Palikota na wolność po wpłaceniu 2 mln zł. Tamten termin wpłaty ustalono na 26 grudnia, co obrońca byłego posła, mec. Andrzej Malicki, określił jako bardzo trudny do dotrzymania. „Rodzinie i przyjaciołom Palikota nie udało się na razie zebrać tak dużej kwoty” – powiedział mec. Malicki, cytowany przez Polską Agencję Prasową.
Zatrzymanie Janusza Palikota
Janusz Palikot (za zgodą na publikację wizerunku i danych) został zatrzymany 3 października 2024 roku przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA) w Lublinie i Biłgoraju. Równocześnie zatrzymano także dwóch jego współpracowników – Przemysława B. oraz Zbigniewa B. Tego samego dnia całą trójkę przewieziono do Wydziału Prokuratury Krajowej we Wrocławiu, gdzie przedstawiono im zarzuty.
Palikot usłyszał ich łącznie osiem: siedem związanych z oszustwem oraz jeden dotyczący przywłaszczenia mienia. Zarzuty dotyczą lat 2019–2023 i – według prok. Katarzyny Calów-Jaszewskiej – związane są z „doprowadzeniem do niekorzystnego rozporządzenia mieniem kilku tysięcy osób na kwotę blisko 70 mln zł w ramach działalności spółek należących do podejrzanych”.
W ocenie śledczych kluczowe nieprawidłowości wiążą się z emisją akcji serii B przez spółki z Grupy Kapitałowej kontrolowanej przez Palikota i jego współpracowników, a także ze zorganizowanymi oraz promowanymi przez nich kampaniami pożyczkowymi.
Prokuratura twierdzi, że w dokumentach ofertowych przedstawiono nieprawdziwe informacje co do faktycznego przeznaczenia wpłacanych przez inwestorów środków. „Zainwestowane pieniądze nie były przeznaczane na cele wskazane w dokumentach emisyjnych, lecz zostały wydane na pokrycie wcześniejszych zobowiązań spółek z grupy kapitałowej, które znajdowały się w złej sytuacji finansowej” – relacjonowała prok. Calów-Jaszewska, cytowana przez portal Onet.pl.
Dodatkowo Palikotowi i Przemysławowi B. zarzucono przywłaszczenie napojów alkoholowych o łącznej wartości przekraczającej 5 mln zł. Prokuratura wyjaśniła, że po rozwiązaniu umowy o współpracy z jedną ze spółek, w magazynach należących do podejrzanych pozostał towar, który następnie sprzedano innym podmiotom – zamiast zwrócić go pierwotnemu właścicielowi.
Postępowanie prowadzone przez Dolnośląski Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej objęło również obydwu współpracowników Palikota – Przemysława B. i Zbigniewa B. Podobnie jak on, usłyszeli zarzuty oszustwa, a w przypadku Przemysława B. prokurator przedstawił także zarzut przywłaszczenia mienia.
Jednakże wobec nich zastosowano środki wolnościowe – takie, które nie wymagają izolacji od społeczeństwa. Janusz Palikot, biorąc pod uwagę wcześniejsze uchwały sądu, według organów ścigania stwarzał większe ryzyko matactwa i utrudniania śledztwa, a także istniała obawa ukrycia się lub zatarcia śladów.
Na tym etapie śledztwa Palikot – jak podkreśla drugi z jego obrońców, mec. Jacek Dubois, w wypowiedziach przytaczanych m.in. przez portal TVN24.pl – nie przyznaje się do stawianych zarzutów i złożył obszerne wyjaśnienia. Ich treści prokuratura nie ujawnia, tłumacząc to dobrem postępowania. Wiadomo natomiast, że najwyższa z kar, jaką mogą skutkować zarzucane czyny, to 20 lat pozbawienia wolności.
Sprawa Janusza Palikota budzi duże zainteresowanie opinii publicznej. Nie tylko dlatego, że dotyczy znanej osoby publicznej i domniemanych strat w wysokości niemal 70 mln zł, poniesionych przez grupę ponad pięciu tysięcy inwestorów, ale także ze względu na obraz polskiego rynku finansowania biznesów prywatnych.
Liczne komentarze ekspertów cytowanych na łamach „Rzeczpospolitej” i w serwisach internetowych (m.in. Business Insider Polska) zwracają uwagę, że inwestycje w akcje czy obligacje przedsiębiorstw nienotowanych na głównym parkiecie giełdowym wymagają ostrożności i przeanalizowania dokładnych informacji o spółce.
Zarówno obserwatorzy rynku, jak i przedstawiciele organów ścigania podkreślają, że przypadek Palikota może stanowić punkt zwrotny w spojrzeniu na emisje crowdfundingowe, politykę informacyjną emitentów i nadzór nad firmami, które starają się o kapitał od szerokiego grona inwestorów indywidualnych.
Tak duża afera finansowa – związana z osobą, która jeszcze do niedawna aktywnie działała w przestrzeni publicznej – może skutkować zaostrzeniem praktyk kontrolnych prowadzonych przez Komisję Nadzoru Finansowego (KNF) czy inne instytucje publiczne.
Czytaj też:
Janusz Palikot może spędzić święta w domu. Jest ważny warunekCzytaj też:
Kuba Wojewódzki skazany. „Dlaczego było to ważniejsze niż dobro ogółu?”