- Na problem wysiedleń trzeba patrzeć w kontekście całej II wojny światowej. Nie można sztucznie wyodrębniać tylko jednego wycinka, bo to prowadzi do relatywizacji historii, do przemilczenia odpowiedzialności tych, którzy wywołali konflikt - mówi gazecie szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak. Dlatego Donald Tusk opowiada się za tym, by placówka obrazowała wszystkie tragedie, które zdarzyły się w czasie ostatniej wojny. Zgadza się, by część ekspozycji poświęcona była Niemcom wysiedlonym z ziem zachodnich i północnych obecnej Polski.
Informacje "Dziennika" potwierdza rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka. - We wtorek w Berlinie premier Tusk wśród innych spraw będzie także rozmawiał o problemie upamiętnienia wysiedlonych - mówi. Przed odlotem szef rządu poświęcił tej sprawie część wywiadu dla "Frankfurter Allgemeine Zeintung".
Dlaczego rząd Tuska decyduje się na taki krok? - W stosunkach polsko-niemieckich potrzebna jest inicjatywa - tłumaczy Nowak. Berlin czekał na to od dawna. - Staramy się upamiętnić wypędzonych, ale w sposób, który Polska zaakceptuje. Nie chcemy promować niemieckiej wersji historii - mówi rzecznik ambasady Niemiec w Warszawie John Reyels.
Atmosfera do porozumienia jest dobra, bo w ostatnich tygodniach z obu stron pojawiły się pozytywne sygnały. Berlin powołał komisję, która ma zbadać, czy w niemieckich muzeach nie ma dzieł zrabowanych w innych krajach, w tym w Polsce. Podczas wizyty w zeszłym tygodniu w Niemczech szefa naszej dyplomacji Radosława Sikorskiego wspomniano o możliwości opracowania wspólnego podręcznika do historii. Niemcy z zadowoleniem przyjęli też zaproszenie szefa naszego MSZ do szczegółowego przedstawienia projektu budowy gazociągu pod Bałtykiem - pisze "Dziennik".
ab, pap