Duda z chorągiewką, Komorowski murem za WOŚP i rozdygotany Wałęsa. Te momenty debat przeszły do historii

Duda z chorągiewką, Komorowski murem za WOŚP i rozdygotany Wałęsa. Te momenty debat przeszły do historii

Bronisław Komorowski i Andrzej Duda podczas debaty w 2015 r.
Bronisław Komorowski i Andrzej Duda podczas debaty w 2015 r. Źródło: PAP / Jacek Turczyk
Debaty prezydenckie rozpalają zainteresowanie opinii publicznej, ale ich początek nie zaczyna się wcale wraz z pierwszym gongiem. To misternie zaplanowane spektakle, w których kandydaci chcą przeciągnąć linę zwycięstwa na swoją stronę. Przedstawiamy kilka najbardziej zaskakujących momentów z debat prezydenckich od 1995 r.

„Wybory wygrywa się w Końskich, a nie w Wilanowie” – powiedział Grzegorz Schetyna w 2015 r. Ówczesny lider Platformy Obywatelskiej zapewne nie spodziewał się, jak symboliczne staną się jego słowa, a także, że będą powtarzane jak mantra, gdy tylko zbliża się termin głosowania.

Kilkunastotysięczne miasteczko w województwie świętokrzyskim w czasie kampanii staje się epicentrum krajowej polityki. Nie inaczej jest obecnie, a – chociaż sytuacja zmieniała się dynamicznie i chaos był odmieniany przez wszystkie przypadki – w Końskich na miesiąc przed wyborami odbyły się już dwie debaty prezydenckie.

Debaty prezydenckie. O co toczy się gra?

W dużym uproszczeniu mówi się, że dla wyborców przekonanych debaty stanowią jedynie płaszczyznę do utwierdzenia się w swoich poglądach, a walka toczy się o głosy wahających się i tych, którzy nie planują iść na wybory. Przed każdym tego typu wydarzeniem sztaby kandydatów dwoją się i troją, żeby wypracować jak najkorzystniejsze warunki dla swoich reprezentantów, a jednocześnie przygotować ich do odpowiedzi na pytania wychodzące na pierwszy plan dnia codziennego.

Ostateczny występ kandydatów ma więc niewiele wspólnego ze spontanicznością – chociaż i na nią do pewnego stopnia jest miejsce. Jest swego rodzaju produktem, który stanowi efekt godzin narad w sztabach.

Trzeba mieć też świadomość, że debaty prezydenckie są zapamiętywane nie ze względów merytorycznych i obietnic, w składaniu których prześcigają się kandydaci. Tutaj liczy się umiejętność wyprowadzenia szybkich kontr w przepychankach słownych, mowa ciała i rekwizyty. To właśnie te elementy telewizyjnego obrazka, kiedy można obserwować kandydatów na niepewnym gruncie, a nie w szklarniowych warunkach, przemawiają do wyborców. I to nie od dziś.

Debata Komorowski – Duda, 2015 r.

W 2015 r. tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich na antenie TVN doszło do debaty Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy. Już na samym jej początku rywal urzędującego wówczas prezydenta, zamiast od razu zacząć odpowiadać na pytanie o to, czy Polska powinna być krajem neutralnym światopoglądowo, czy prezydent powinien kierować się w swoich działaniach nauką Kościoła, a także o to, co zrobi, gdy na jego biurko trafią ustawy dotyczące aborcji czy in-vitro – wykonał cwany ruch, odgrywając zaplanowaną ze sztabem scenę.

– Prezydent jakoś dziwnie unika partii, która go firmuje, partii, która w końcu – jakby nie było – finansuje jego kampanię. Dlatego jako symbol dla naszych wyborców, jako symbol przede wszystkim dla pańskich wyborców, dla tych, którzy głosują na PO, chciałem postawić to oznaczenie, żeby wiedzieli, z czyim kandydatem mają do czynienia – powiedział Andrzej Duda. Kandydat PiS podszedł wówczas do pulpitu Bronisława Komorowskiego i postawił na nim chorągiewkę z logiem PO.

– Nie przygotowałem dla pana żadnej informacji o pana przynależności partyjnej. Strasznie żałuję, ale byłaby pewna nierównowaga, więc może oddam tę bardzo piękną flagę PO Monice Olejnik – ripostował Komorowski, przenosząc chorągiewkę na pulpit dziennikarki, która prowadziła debatę. Olejnik błyskawicznie odstawiła ją na podłogę, podkreślając, że ona nie reprezentuje wspomnianego ugrupowania.

Bronisław Komorowski i Andrzej Duda podczas debaty w 2015 r.

I w ten oto sposób – w przekazie wizualnym, bez brania pod uwagę jakichkolwiek merytorycznych argumentów – chorągiewka z logiem PO stała się gorącym kartoflem, którego każdy z uczestników debaty chciał się jak najszybciej pozbyć.

Kilka dni temu, w czasie debaty w Końskich, Karol Nawrocki powtórzył trik z chorągiewką. Kandydat popierany przez PiS postawił na pulpicie Rafała Trzaskowskiego flagę LGBT, a prezydent Warszawy schował ją za swój pulpit. Sytuację – w wymiarze politycznym – wykorzystała Magdalena Biejat, która odebrała flagę Trzaskowskiemu i postawiła ją na swoim pulpicie.

Przekaz był prosty: Polska jest różnorodna i jest w niej miejsce dla wszystkich.

Debata prezydencka przed I turą wyborów, 2015 r.

Przykład z początku maja 2015 r. pokazuje, że polityczne perturbacje może wywołać nie tylko powiedzenie kilku słów za dużo, ale także wybrzmiewająca cisza. Bo w wyborczej grze nie obowiązuje zasada, że o nieobecnych się nie dyskutuje. Jest wręcz przeciwnie – stają się łatwym celem, który można atakować, jednocześnie nie obawiając się żadnej kontry.

Przed pierwszą turą wyborów prezydenckich TVP zorganizowała debatę, na której stawiło się 10 z 11 kandydatów. Zabrakło jedynie ubiegającego się o reelekcję Bronisława Komorowskiego. O jego nieobecności nie pozwolił jednak zapomnieć Paweł Kukiz, który przyniósł ze sobą krzesełko turystyczne – właśnie dla Komorowskiego. Ostro recenzował prezydenta, a także sformułował uszczypliwą uwagę, że „może nie jest w stanie stać”, tak jak inni kandydaci, przy przygotowanych stanowiskach.

Zresztą nie tylko on, i nie tylko podczas debaty, krytykował Komorowskiego za to, że rzekomo chce być prezydentem wszystkich Polaków, a przez brak stawiennictwa na wydarzeniu, które jest kwintesencją demokracji, okazał im brak szacunku.

– Ręka boska mnie chroniła, żeby nie dać się przekonać i nie iść na tego typu debatę. Bo dla mnie to był żenujący poziom – komentował już po czasie Komorowski na antenie TOK FM.

Trzeba też przypomnieć, że jego decyzja nie była podyktowana nagłym impulsem, a wpisywała się w strategię, bo zapowiadał, że nie pojawi się na debacie przed pierwszą turą wyborów. Mimo wszystko jego nieobecność była niczym wiatr w żagle dla rywali.

Debata Komorowski – Jarosław Kaczyński, 2010 r.

W 2010 r. zarówno Bronisław Komorowski, jak i Jarosław Kaczyński sięgnęli po gadżety. Już w początkowej fazie transmisji prezes PiS podszedł do Komorowskiego i położył na jego biurku opasły tom dokumentów.

Artykuł został opublikowany w 16/2025 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Źródło: WPROST.pl