"ŻW": Były dyrektor szpitala MSWiA przy Wołoskiej doc. Marek Durlik w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" przyznaje, że dopiero po tym, jak Mirosław G. zaczął tam pracować, wzrosła liczba trudnych operacji kardiochirurgicznych. Podobno kiedy Pan kierował tym oddziałem, było ich trzykrotnie mniej.
Zbigniew Religa: - Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby po moim odejściu nie wzrosła liczba operacji. W czasach, kiedy kierowałem kliniką, nie miałem nawet prawdziwej sali pooperacyjnej. Była to zwykła sala chorych z aparaturą monitorującą dla czterech pacjentów. Miałem też tylko jedną salę operacyjną, a dr G. miał ich więcej. Dopiero po jego przyjściu szpital stworzył komfortowe warunki do pracy na tym oddziale. Dlatego trudno się dziwić, że liczba operacji serca wzrosła.
Czy to prawda, że na Pańskim oddziale piło się alkohol?
- Kategorycznie sprzeciwiam się insynuacjom, że po moim odejściu został rozpity zespół lekarzy. Cieszę się, że nie znajduje to również potwierdzenia w słowach doc. Durlika. Owszem, w dawnych czasach zdarzało się, że okazyjnie piło się alkohol od pacjentów. Ale nie było to normą na moim oddziale. Tak działo się też w innych klinikach, o czym doc. Durlik, jako dyrektor i ordynator, doskonale wie.
W środowisku kardiochirurgów krążą legendy o Pana rywalizacji z prof. Antonim Dziatkowiakiem z Krakowa. Ale doc. Durlik mówi również o Pańskiej rywalizacji z Mirosławem G.
- Naprawdę dziwię się, że zajmuje takie stanowisko. Docent Durlik był świetnym i ambitnym dyrektorem. Zależało mu na ośrodku transplantacji serca w warszawskim szpitalu MSWiA i dobrze go rozwijał. Jednak mam wrażenie, że po zamieszaniu wokół Mirosława G., kiedy został zmuszony do odejścia, poczuł się skrzywdzony i teraz próbuje się odegrać. Mówiąc o konkurencji i rzekomej zawiści, zachowuje się jak bardzo rozżalony człowiek. Tylko w taki sposób mogę tłumaczyć jego opinie na temat moich relacji z G. Tylko że tak nie postępują ludzie z klasą. A za takiego go miałem.
Cała rozmowa w sobotnim wydaniu "Życia Warszawy".
ab, pap