Otwarcie granic, liberalne prawo w pozostałych krajach UE i powszechne stosowanie tam pigułek wczesnoporonnych sprawiają, że słynnego "kompromisu" w sprawie przerywania ciąży praktycznie w Polsce nie ma - stwierdza gazeta.
Równie dobrze biskupi oraz zwasalizowani im politycy mogliby uchwalić zakaz picia piwa, opalania na plaży i opowiadania dowcipów o pazerności kleru. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że powstałe na zamówienie ajatollahów w sutannach prawo uderza w kobiety, których nie stać na wyjazd do innego kraju, bądź na pigułkę "dzień po".
Ostatnio w dyskusję o aborcję włączył się rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski, który zapowiedział możliwość zaskarżenia do Trybunału Konstytucyjnego przepisu ustawy antyaborcyjnej pozwalającego na przerwanie ciąży, gdy zagraża ona zdrowiu kobiety. Gdyby sędziowie podzielili jego opinię - a tak prawdopodobnie by się stało - jedno z najbardziej restrykcyjnych w Europie prawodawstw antyaborcyjnych zostałoby jeszcze bardziej zaostrzone.
Ostatecznie, po spotkaniu z ekspertami i przedstawicielami organizacji pozarządowych, rzecznik wycofał się z tego pomysłu. Ponoć przekonano go, że nie należy burzyć "kompromisu" obowiązującego w Polsce od kilkunastu lat. Czyli czegoś, czego praktycznie nie ma.
Przede wszystkim dlatego, że kwestionowany przez rzecznika przepis jest w dużej mierze martwy - zastraszeni przez tzw. obrońców życia i Kościół lekarze po prostu boją się przeprowadzać aborcje w interesie zdrowia kobiety. Często więc do urodzenia dziecka zmusza się kobiety z guzem mózgu, poważną chorobą serca, czy też, jak w głośnym przypadku Alicji Tysiąc, gdy ciąża grozi utratą wzroku.
Taka sytuacja jest w Polsce nie do utrzymania. Chyba że nasz kraj chce się stać pośmiewiskiem na kontynencie, gdy Europejski Trybunał Praw Człowieka zaleje fala podobnych spraw co Alicji Tysiąc. Ogromnym plusem polskiego członkostwa w UE okazało się bowiem wymuszenie przestrzegania podstawowych praw i swobód obywatelskich.
I nawet gdy polscy sędziowie - także zasiadający w Trybunale Konstytucyjnym - boją się przeciwstawić "moherowej armii", to pozostaje możliwość odwołania do europejskiego trybunału, który nie czuje takiego respektu przed "obrońcami życia" i hierarchami Kościoła katolickiego. Niedługo zajmie się on kolejną sprawą polskiej obywatelki Renaty R., której odmówiono aborcji, mimo że u płodu stwierdzono nieodwracalną chorobę - zespół Turnera.
Domagającym się swoich praw Polkom pomaga otwarcie granic. Dziś można podróżować po kontynencie bez zatrzymywania się na granicach i kontroli dokumentów. Ułatwia to tzw. turystykę aborcyjną, a udające się na zabieg kobiety nie muszą nawet bać się tego, że przekroczenie przez nie granicy zostanie gdziekolwiek odnotowane - czytamy w sobotniej "Trybunie".
ab, pap