Polko powiedział w sobotę dziennikarzom w Warszawie, że według niego, informacje należało podać przez sekretariat prezydenta, który działa całą dobę, a nawet przez oficerów BOR, którzy zawsze są przy głowie państwa. Dodał, że prezydent powinien być powiadomiony o katastrofie bezpośrednio przez szefa resortu obrony.
Polko przyznał, że przed godz. 20 miał informacje o wypadku CASY, o tym, że na jej pokładzie znajdowało się 9 osób i cztery prawdopodobnie zginęły.
Zastępca szefa Kancelarii Prezydenta, Robert Draba powiedział w sobotę w radiowej "Trójce", że prezydent wyleciał z wizytą do Chorwacji, bo nie miał informacji o katastrofie. MON odpiera te zarzuty. Podaje, że Dyżurna Służba Operacyjna kilkakrotnie próbowała skontaktować się w środę od godz. 19.35 z BBN, (katastrofa wydarzyła się o 19.07), ale oficerowie Biura nie odbierali telefonów. Ostatecznie Dyrektor Departamentu Systemu Obronnego BBN otrzymał informację o katastrofie po godzinie 20, natomiast prezydent odlatywał do Chorwacji o 20.15.
Polko zapowiedział, że zostaną sprawdzone bilingi telefoniczne dyżurnej służby operacyjnej i pracowników BBN. "Spotkamy się i wyjaśnimy te sprawę. I nie będziemy patrzeć wstecz, tylko jeżeli były nawet błędne działania poszczególnych ludzi, zostaną wyciągnięte konsekwencje, ale przede wszystkim zostanie usprawniony system powiadamiania" - powiedział. Dodał, że raport z tego zostanie przedstawiony prezydentowi.
Podczas tego samego briefingu p.o. dyrektor w gabinecie szefa BBN ppłk Bogdan Sordyl poinformował dziennikarzy, że pierwsza informacja o katastrofie wpłynęła do szefa Departamentu Systemu Obronnego BBN płk. Mirosława Wiklika tuż przed godziną 20. "Była to informacja z Dyżurnej Służby Operacyjnej i mówiła o 9 osobach na pokładzie, wypadku samolotu podczas podchodzenia do lądowania w Mirosławcu" - powiedział.
Jak dodał, "informacja ta została przez pułkownika Wiklika przekazana dalej. Pułkownik miał telefon bezpośrednio do prezydenta".
Polko powiedział, że przed godz. 20 o wypadku CASY dowiedział się z mediów i od razu zadzwonił do Dyżurnej Służby Operacyjnej z pytaniem o rozmiar katastrofy. Jak relacjonował, dowiedział się wówczas, że zginęły prawdopodobnie 4 osoby. Później, z podobną informacją zadzwonił do niego płk Wiklik. Dodał, że komunikował się z szefem gabinetu prezydenta Maciejem Łopińskim.
"Rzeczywiście pełną informacje o tym, ile było ofiar tego tragicznego wypadku, dostaliśmy dopiero na miejscu zdarzenia" - zaznaczył Polko.
W katastrofie pod Mirosławcem zginęło w środę wieczorem 20 osób. Wojskowy samolot transportowy CASA C-295M rozbił się podchodząc do lądowania. Zginęli wszyscy znajdujący się na pokładzie - czterech członków załogi i 16 oficerów wracających z konferencji o bezpieczeństwie lotów. Wśród zabitych byli dowódcy brygad, baz i eskadr lotniczych. Rozbity samolot należał do partii dwóch najnowszych maszyn, dostarczonych w ubiegłym roku Polsce.ab, pap