Ziobro oświadczył, że służbowy laptop, którym posługiwał się jako minister sprawiedliwości, został uszkodzony przypadkowo, oraz że to on sam zwrócił się do resortu o dokonanie wyceny naprawy zepsutego laptopa, tak by mógł pokryć szkody.
Zapowiedź Ziobry dotyczącą możliwości pozwania Ćwiąkalskiego to odpowiedź na piątkowe słowa ministra, który ocenił m.in. że ten rodzaj zniszczeń, jakim uległy laptopy używane przez Ziobrę, "ma charakter nieprzypadkowy".
Ziobro zarzucił Ćwiąkalskiemu podawanie nieprawdy na temat historii uszkodzenia laptopa. "To kolejna manipulacja ze strony pana ministra Ćwiąkalskiego" - stwierdził.
Zdaniem wiceprezesa PiS, przyczyną takiego zachowania Ćwiąkalskiego jest to, że do tej pory "nie wykazał zbrodni, nielegalnych śledztw, podsłuchów na masową skalę" za czasów Ziobry, więc "szuka deski ratunku" w postaci śledztwa w sprawie laptopa.
"Okazuje się, że doszło do morderstwa laptopa i w związku z tą wielką zbrodnią, która miała miejsce, jest uruchamiany cały aparat państwa, aby ścigać sprawców tego mordu" - tak rozpoczął Ziobro piątkową konferencję.
Przed państwem stoi arcyzbrodniarz, który bez przypalania jest gotów przyznać się do tej zbrodni (...), przyznaję się przed państwem" - ironizował Ziobro.
Z.Ćwiąkalski zapowiedział też w piątek, że resort będzie domagał się zwrotu kosztów naprawy uszkodzonych laptopów. Ziobro stwierdził, że jeszcze kiedy był ministrem domagał się wyceny naprawy zepsutego - według niego - przypadkowo, laptopa. Nie odpowiedział jednak na pytanie, w jaki sposób doszło do uszkodzenia laptopa.
"W końcówce 2006 roku lub na początku 2007 roku w czasie przeprowadzki doszło do uszkodzenia powierzonego mi laptopa" - tłumaczył Ziobro. Podkreślił, że odchodząc z urzędu chciał pokryć koszty uszkodzeń.
Podkreślił, że ponieważ nie doczekał się wyceny, już po objęciu funkcji przez Ćwiąkalskiego dzwonił do resortu prosząc o wycenę, tak by mógł pokryć szkody. "Są na to billingi" - dodał polityk PiS. Z relacji Ziobry wynika, że w resorcie odpowiedziano mu, że nie ma takiej konieczności. Jak podkreślił, nadal domagał się jednak wyceny laptopa i wystawienia rachunku.
Ziobro dopuszcza jednocześnie możliwość, że Ćwiąkalski został w kwestii uszkodzonych laptopów zmanipulowany. Jak mówił, jeśli minister "nie wiedział o tych faktach, był dezinformowany przez dyrektora generalnego ministerstwa sprawiedliwości" to powinien w trybie dyscyplinarnym doprowadzić do jego zwolnienia, "bo został zmanipulowany".
B.minister tłumaczył, że "jeśli chodzi o pamięć (komputera), miał obowiązek doprowadzić do tego, "by wszelkie informacje, które miały charakter tajemnicy państwowej, czy prokuratorskiej nie mogły być przez kogokolwiek odtworzone".
Ziobro podkreślił, że robi się to nie poprzez niszczenie laptopa, a istnieje "pewien program komputerowy", który oczyszcza twarde dyski z danych, które nie powinny dostać się do osób niepowołanych. "Nie trzeba używać młotka, jeśli ja używałem młotka do niszczenia laptopa, to pan minister Ćwiąkalski używa być może swojej głowy, stąd takie pomysły mu do głowy przychodzą" - uważa.
B.minister odniósł się do też do sprawy zniszczonych kart SIM. Oświadczył, że były to zwykłe karty abonamentowe. "Wydałem polecenie mojej asystentce, aby te telefony (numery) wyeliminowała z karty SIM" - powiedział Ziobro.
Według niego, okazało się niemożliwe, by numery zostały wykasowane w taki sposób, by nie mogły zostać odtworzone, a jedyną drogą było uszkodzenie kart. Ziobro podkreślił, że zadeklarował, że zapłaci za wyrobienie nowych kart, dodając, że jest to koszt kilku złotych za sztukę.
"Jako prokurator generalny, minister sprawiedliwości na tych kartach miałem zapisane telefony do najważniejszych osób w państwie" - powiedział Ziobro i podkreślił, że nie chciał, by wpadły w niepowołane ręce.
Dziennikarze pytali Ziobrę, czy w jego resorcie były niszczone dokumenty związane z finansowaniem kampanii SLD. Ćwiąkalski zapowiedział w piątek, że resort zawiadomi prokuraturę o niszczeniu korespondencji pracowników gabinetu politycznego Ziobry z prokuraturą, gdy chcieli oni się dowiedzieć o sprawach finansowania SLD.
Ziobro odpowiedział, że "o ile mu wiadomo, sprawami kampanii wyborczej zajmuje się PKW, a nie prokuratura". W związku z tym, "jeśli chodziło o prokuraturę, to znaczy, że chodziło o jakieś podejrzenie popełnienia przestępstw".
"Zadaniem gabinetu politycznego było reagować na rozmaite pisma, postulaty stron, parlamentarzystów, wskazujących na nieprawidłowości działania prokuratury (...)" - tłumaczył. Dodał, że za jego zgodą gabinet badał różne sprawy.pap, ss, ab