Grajewski, którego nazwisko znalazło się w raporcie z likwidacji WSI uważa, że Macierewicz kłamie w jego sprawie. Chociaż ostatnio były premier Jarosław Kaczyński oświadczył, że współpraca ze specsłużbami nie przynosi Grajewskiemu wstydu, w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Macierewicz podtrzymał wnioski zawarte w przygotowanym przez siebie raporcie. Nie chciał jednak komentować słów byłego premiera.
"W związku z kłamliwymi wypowiedziami Antoniego Macierewicza (...) informuję, że skieruję sprawę do sądu o zniesławienie mnie i podanie nieprawdy. Macierewicz kłamie mówiąc, że moja współpraca z WSI rozpoczęła się, gdy byłem sekretarzem Komisji Likwidacyjnej RSW" - napisał Grajewski w przesłanym PAP oświadczeniu. Jak wyjaśnił, w Komisji przestał pracować wiosną 1992 r., tymczasem kontakt z WSI nawiązał jesienią 1992 r.
"W żadnym dokumencie, a znam ich treść, oficerowie WSI nie przywołują mojej pracy w Komisji Likwidacyjnej jako dowodu na przydatność dla tych służb. Tak uczynił w Raporcie Macierewicz, manipulując dokumentami. Autor wzmiankowanej notatki napisał jedynie, że znam redaktorów naczelnych +Dziennika Zachodniego+ i +Życia Warszawy+, natomiast moją rzekomą użyteczność dla WSI uzasadniał tym, że pracowałem w wielu redakcjach. Tymczasem całe życie pracowałem w jednej redakcji" - wyjaśnił Grajewski.
We wtorkowym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Macierewicz powtarza swój zarzut, że Grajewski zajmował się wskazywaniem do werbunku dziennikarzy i dlatego znalazł się w raporcie. Grajewski stanowczo temu zaprzecza.
"W Raporcie nie został przytoczony żaden przykład, abym kogokolwiek typował do werbunku. Jeśli jest inaczej, niech Macierewicz powie, kogo i z jakiej redakcji typowałem do werbunku, skoro mówi o tym, jako fakcie w liczbie mnogiej" - podkreślił dr Grajewski.
W poniedziałek Grajewski mówił dziennikarzom, że chce, by komisja weryfikacyjna WSI, którą kieruje obecnie Jan Olszewski, przesłuchała go i ostatecznie potwierdziła, że współpracując ze specsłużbami nie robił niczego nagannego i kierował się pobudkami patriotycznymi. Grajewski deklaruje, że gotów jest stawić się na każde wezwanie. B. szef kolegium IPN wyraził zadowolenie ze słów, jakie na temat jego współpracy z WSI wypowiedział ostatnio Jarosław Kaczyński.
Andrzej Grajewski był członkiem kolegium IPN, a w latach 1999- 2000 przewodniczącym kolegium Instytutu, jest ekspertem Ośrodka Studiów Wschodnich. Był też zastępcą redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego". Obecnie pracuje w dziale zagranicznym tego katolickiego tygodnika.
W 1992 r. na prośbę ówczesnego wiceministra obrony narodowej Bronisława Komorowskiego podjął się opracowywania na rzecz WSI analiz na temat zewnętrznych zagrożeń państwa. Jak wynika z dokumentów, oficerowie WSI zamierzali wykorzystać go także do typowania do werbunku dziennikarzy, ale jak sam mówi - choć wówczas było to legalne - nigdy takich działań nie podejmował.
Grajewski uważa, że jego kontakt z WSI to "czysty przypadek", bo równie dobrze mógł to być wywiad UOP. Wiadomo było, że WSI nie przeszły weryfikacji, z drugiej strony intencją demokratycznych władz było to, żeby tam przyszli nowi ludzie - wyjaśnia. Dziś przekonuje, że nie miał wówczas pojęcia "jak głęboko ta służba tkwiła w różnego rodzaju patologicznych układach i działaniach".
Podkreśla, że kiedy jego nazwisko pojawiło się w raporcie Macierewicza, towarzyszyło mu poczucie głębokiej niesprawiedliwości i krzywdy, bo od początku wiedział jaka jest prawda.
Jeszcze w poniedziałek mówił, że zrezygnował z wstąpienia na drogę prawną, kiedy dowiedział się, że po drugiej stronie nie stanąłby Macierewicz, ale szef MON. Poza tym nie chciał się angażować w długotrwały i kosztowny proces.
"Zmieniłem zdanie, bo ostatnimi wypowiedziami Macierewicz przekroczył już wszelkie granice" - tłumaczy Grajewski.pap, ss