[[mm_1]]Przyznał, że uprzedzał posłów PO, iż będzie mógł podać jedynie ogólne dane. Nie chciał oceniać decyzji o zarządzeniu tajności obrad, odsyłając w tej sprawie do marszałka Sejmu.
Według Ćwiąkalskiego, prawem opozycji jest mówienie, że informacja to klapa i kompromitacja - jak twierdzili posłowie LiD. Mianem "retoryki politycznej" nazwał zaś twierdzenia Antoniego Macierewicza (PiS), że utajniając informacje w istocie jawne, złamano prawo, bo niesłusznie zawyżono klauzule na czymś, co nie powinno nawet być poufne, ani zastrzeżone.
Na pytanie, czy doszło do przestępstwa przez utajnienie obrad, minister odparł, że "to Sejm decyduje o takim, czy innym trybie procedowania" i dodał, że "prawem opozycji jest, aby dramatyzować", ale sam powodów do dramatyzowania nie widzi.
[[mm_2]]"Jestem zobowiązany stawić się i odpowiedzieć na pytania i jestem zobowiązany do stosowania się do decyzji Sejmu i przedstawienia informacji w takim zakresie, w jakim to mogę zrobić" - tak Ćwiąkalski odpowiedział na pytania "po co to było", skoro i tak nie mógł podać nic ponad ogólne informacje o podsłuchach.
"Ale podawał pan dane procentowe" - argumentowali dziennikarze. "No proszę, to miała być tajna debata, a już państwo mają z niej informacje, co pokazuje, jaki jest sens ich urządzania" - odparł minister.
Jednocześnie Ćwiąkalski przyznał, że dostrzega potrzebę zmiany przepisów w tym kierunku, by mógł przedstawiać Sejmowi szerszą informację niż ta, którą przedstawił w piątek - w oparciu o przepisy dotyczące pracy operacyjnej w ustawie o policji.
Podkreślił, że opinia publiczna "bezwględnie" powinna poznać przypadki bezprawnych podsłuchów, bo jest to przestępstwo. Zaznaczył przy tym, że w pierwszej kolejności sprawę powinna zbadać prokuratura, a ewentualni podejrzani - usłyszeć zarzuty.
pap, ss