O informację na temat tej sprawy zwracali się posłowie PiS, członkowie sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka. W czwartek wiceszef komisji Arkadiusz Mularczyk (PiS) wyrażał niezadowolenie, że na posiedzenie nie przybył minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski (przebywał on w Gdyni na konferencji prokuratorów generalnych państw bałtyckich).
Według Mularczyka, sprawa gangu wywołała szeroki rezonans w opinii publicznej, dlatego prokuratura powinna o tym szeroko poinformować. Poseł PiS przypomniał, że - według mediów - zwolnieni gangsterzy po wyjściu na wolność pobili policjantów, a mimo to nie zostali aresztowani.
Pogorzelski powiedział, że w grudniu zeszłego roku sąd okręgowy, prowadzący proces grupy oskarżonych o udział w gangu i wymuszanie okupów połączone z porwaniami, uchylił areszt wobec sześciu osób.
"Wszystkie decyzje zostały zaskarżone przez prokuraturę do sądu apelacyjnego. Ten sąd pod koniec grudnia podzielił zdanie niższej instancji" - powiedział Pogorzelski zaznaczając, że ta decyzja w istocie oznacza opuszczenie aresztu tylko przez jednego oskarżonego - Tomasza R., bo pozostałych pięciu pozostaje za kratkami w związku z tym, że są aresztowani w innych sprawach. Z wolnej stopy odpowiada jeszcze jeden oskarżony - Andrzej K., zwolniony z aresztu w 2005 r.
Według Pogorzelskiego, Tomasz R. jest oskarżony o udział w gangu i dwóch porwaniach. Pod kierunkiem głównego oskarżonego Grzegorza K. miał on w 2004 i 2005 r. porwać i przetrzymywać w podwarszawskim Halinowie dwóch mężczyzn, od których gang zażądał pieniędzy - 138 tysięcy dolarów za jednego i 300 tys. euro za drugiego. Rodziny obu zakładników wykupiły ich z niewoli. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Zarazem Pogorzelski zdementował informacje mediów, powtarzane przez niektórych polityków, jakoby oskarżeni członkowie gangu obcinali palce swym ofiarom, by przesłać je rodzinie zakładnika. "W sprawie obcinania palców toczy się odrębne postępowanie wobec innych osób. Listem gończym poszukiwane są cztery osoby, którym prokuratura chce postawić takie zarzuty. Nie jest to żadna z osób oskarżonych w sprawie gangu" - podkreślił.
Posłowie PiS pytali o kolejne informacje mediów - że zwolniony z aresztu Tomasz R. niedługo po tym, jak wyszedł na wolność, ze swym kompanem pobił policjantów, a mimo to nie wrócił do aresztu.
Pogorzelski wyjaśnił, że według wstępnych ustaleń zajście przebiegało nieco inaczej. Miało ono miejsce w barze na warszawskiej Woli w nocy z 21 na 22 grudnia zeszłego roku. Szczegóły zdarzenia bada wolska prokuratura. Zamówiła opinię biegłego lekarza, który stwierdzi, jakie były obrażenia. Przeanalizowany będzie też zapis z monitoringu, zabezpieczony w sprawie. Śledztwo na razie toczy się "w sprawie", nikomu nie postawiono zarzutów, więc nie można też stosować wobec nikogo żadnych środków zapobiegawczych.
"Z dotychczasowych ustaleń wynika, że grupa policjantów po służbie udała się tam z osobami towarzyszącymi prywatnie. W pewnej chwili w tej grupie doszło do sprzeczki - mężczyźni się popychali. Około godz. 3 nad ranem obsługa baru poinformowała gości, że zamyka lokal. Wszyscy wyszli więc na zewnątrz i tam znów się pokłócili. Doszło do bójki, w której uczestniczył też Tomasz R." - relacjonował wiceprokurator generalny.
"Czyli w tej chwili to wygląda tak, że to policjanci mogą się okazać agresorami i to im będzie się stawiać zarzut udziału w bójce?" - pytał Jerzy Kozdroń (PO). Pogorzelski nie odpowiedział.
"To co my tu właściwie robimy? Czy ta sprawa to jest powód, by zwoływać posiedzenie komisji, by zastępca prokuratora generalnego musiał informować posłów o jakiejś banalnej bójce w jakiejś knajpie w Warszawie?" - pytał poseł Marian Filar (LiD).
"Z całym szacunkiem dla pana wiedzy uniwersyteckiej, panie profesorze, ale jako posłowie nie mamy innej możliwości uzyskiwania informacji o sprawach bulwersujących opinię publiczną. Możemy prosić o informacje dla komisji lub składać interpelacje" - replikował poseł Mularczyk.
"Wraca czas bezkarności przestępców" - powiedział we wtorek w Białymstoku prezes PiS Jarosław Kaczyński. Wcześniej, mówiąc o sprawie "gangu obcinaczy palców", szef PiS komentował to słowami: "arcyzbrodniarze są wypuszczani na wolność".
Za "sprawę niebywale wręcz oburzającą, groźną i wymagająca zastanowienia" uważa on okoliczności zwolnienia z aresztu groźnych przestępców przez sędzię Barbarę Piwnik, w przeszłości także ministra sprawiedliwości. "Mamy tutaj do czynienia z czymś, co powinno być konkretnie zbadane, mam na myśli rolę pani sędzi Piwnik. Przypominam, że ona była też ministrem sprawiedliwości i to wszystko chyba składa się w jakąś całość" - mówił Jarosław Kaczyński.
"Jak można mówić o kimś +arcyzbrodniarz+, skoro obowiązuje zasada domniemania niewinności" - mówi mec. Narcyza Stempniewicz, obrońca z urzędu jednego z oskarżonych. Wyraziła zdziwienie relacjami mediów o procesie, na którym rzadko pojawiają się dziennikarze. "Jeśli media piszą o tym procesie, to niech przyjdą, choćby na najbliższe terminy 11, 12, 13 i 14 lutego" - dodała.
"Proces od początku ujawnia nieprawidłowości ze strony organów ścigania, a sąd bada je bardzo skrupulatnie" - powiedziała adwokat. Jako przykład podała sprawę jednego ze świadków, który był przesłuchiwany w prywatnym aucie policjanta i bez protokołowania. Według niej, wiele czynności śledczych nie było w ogóle dokumentowanych; akt oskarżenia ma wiele słabości, a prokuratorzy wykazują na sali "znikomą aktywność". "Cała sprawa jest jakaś niejasna i dziwna; pokrzywdzeni, z których wielu było potem aresztowanych do innych spraw, prowadzili jakieś prywatne śledztwa" - dodała.
Inny adwokat, mec. Waldemar Greloch zaprzecza doniesieniom mediów, by sędzia Piwnik zwracała się do oskarżonych po imieniu. "W ogóle krew się we mnie burzy, gdy czytam doniesienia o tym procesie, bo ja chyba chodzę na inne rozprawy" - ironizował. Adwokaci podkreślają, że wszystkie rozprawy są nagrywane.
Podkreślił, że decyzja o uchyleniu aresztów była podyktowana m.in. zakończeniem przesłuchań kluczowych świadków, brakiem groźby utrudniania śledztwa przez oskarżonych i stosunkowo niskimi karami im grożącymi. Mec. Stempniewicz ocenia, że decyzja o uchyleniu aresztów nie ma znaczenia dla sprawy. "Nie można przecież stosować aresztu wobec kogoś, czyje dowody winy są delikatnie mówiąc niezbyt mocne" - oświadczyła. Mec. Greloch dodał, że nikt z oskarżonych nie ma zarzutu zabójstwa, a nazywanie oskarżonych gangiem "obcinaczy palców" jest nieuzasadnione, bo nikt nie ma zarzutu o taki czyn.
ab, pap