Polityk lewicy skomentował w ten sposób doniesienia Radia Zet, że ABW inwigilowała go po artykule prasowym dotyczącym czołówki polityków SLD, którzy za niewielkie pieniądze mieli kupić mieszkania w warszawskim Wilanowie. ABW miała zająć się Szmajdzińskim, gdy media doniosły, że w latach 1996 - 1998 kupił mieszkanie za cenę z 1990 roku. Prasa pisała o tym pod koniec 2006 roku. Szmajdziński miał być podsłuchiwany. Miano także przeprowadzić operację niejawnego przeszukania jego domu - czyli funkcjonariusze przeszukali mieszkanie polityka w czasie jego nieobecności.
"Może coś jest na rzeczy" - powiedział PAP Szamjdziński, informując jednocześnie, że nie miał sygnałów świadczących o inwigilowaniu go przez służby. Zaznaczył, że aby wyjaśnić sprawę kupna mieszkania wystarczy przejrzeć odpowiednie dokumenty, m.in. akt notarialny, a nie stosować do tego techniki operacyjne.
"Dla wyjaśnienia tej sprawy nie byłoby nic z tego podsłuchu. Chodziło o cel polityczny" - ocenił. Dodał, że nie jest tym zaskoczony. "Przez ostatnie dwa lata mieliśmy do czynienia z przestępczą działalnością w wielu przypadkach" - podkreślił.
Wicemarszałek Sejmu zaznaczył, że mieszkania nie kupił po korzystniejszej cenie. Jak wyjaśnił, było to mieszkanie komunalne zakupione w 1991 roku, jeszcze przed denominacją złotego. Natomiast akt notarialny kupna został podpisany w 1997 roku, a w dokumencie wpisano cenę mieszkania po denominacji.
"Stąd mogło wynikać, że po bardzo niskiej cenie kupiłem mieszkanie, a to nieprawda. Kupiłem za pieniądze z tamtego okresu i na warunkach wtedy obowiązujących, tak jak setki tysięcy ludzi" - dodał.
ab, pap