"Jest to rząd zaniechania, rząd małych kroczków, to gabinet bardziej zarządzający i administrujący, niż rzeczywiście rządzący i wprowadzający wielkie reformy" - powiedział PAP Migalski, odnosząc się do 100 dni działalności gabinetu Tuska.
"Żadna partia w Polsce nie dostała tak ogromnego poparcia dla próby liberalizacji, +westernizacji+ państwa, jak PO. Jej główny elektorat to ludzie młodzi, prozachodni, liberalni. Ekipa Tuska marnotrawi swój kapitał społeczny" - zaznaczył.
Migalski zwrócił uwagę na bardzo niską liczbę uchwalanych podczas ostatnich trzech miesięcy ustaw. "Szczególnie w porównaniu do początków rządu SLD z roku 2001, czy PiS z 2005 roku" - podkreśla politolog.
"Rząd jest słabym ośrodkiem produkującym projekty ustaw. Widać, że szuflady Platformy przed przystąpieniem do rządzenia były puste. Lat pozostawania w opozycji PO nie wykorzystała tak, jak można byłoby sobie życzyć" - zaznaczył.
"Gdyby w tak mało systematyczny sposób moi studenci przygotowywali się do egzaminów, mieliby poważne problemy z zaliczeniem" - dodał.
W opinii politologa z UŚ, w ciągu 100 dni rząd ze szczególną intensywnością zaczął rozliczać ekipę PiS. Zauważył, że ekipa Tuska koncentrowała się także na "obsadzaniu swoimi ludźmi służb specjalnych" i na "próbie przejęcia kontroli nad mediami".
"Z tych trzech rzeczy, gdzie widać wzmożoną aktywność rządu, tylko rozliczanie PiS jest próbą wypełnienia obietnic składanych wyborcom" - zaznaczył Migalski.
Ocenił, że w polityce zagranicznej "nastąpiło bardziej przesunięcie akcentów i stylu, niż jakaś dramatyczna zmiana priorytetów".
Według niego, polityka zyskiwania popularności na świecie, prowadzona przez Tuska, może być motywowana wiarą, że można dzięki niej osiągnąć więcej, niż osiągnął w tej dziedzinie rząd Jarosława Kaczyńskiego.
"Drugi motyw zmiany polityki zagranicznej to motyw wewnętrzny. Polega na pokazaniu polskim wyborcom, że rząd Tuska jest rządem przełomu, cieszącym się popularnością na Zachodzie" - mówi Migalski.
Jak ocenił, spór między prezydentem a premierem będzie trwał dalej.
"Spór między premierem a prezydentem jest korzystny dla obu stron. Cel to doprowadzenie do wyborów prezydenckich w 2010 roku, tak aby Lech Kaczyński z Donaldem Tuskiem mogli między sobą rozegrać drugą turę" - przewiduje politolog.
Jak dodał, albo prezydent, albo premier będą próbować podgrzewać konflikt w momentach dla siebie trudnych. "Np. rząd w trakcie borykania się ze strajkami, aby odwrócić od nich uwagę" - uważa Migalski.
W jego opinii, Rada Ministrów pod przewodnictwem Tuska nie zmieni sposobu rządzenia.
"PO ma bardzo zróżnicowany elektorat. Zawiera się w nim oprócz wyborców anty-PiS-owskich, elektorat szukający w PO lepszego PiS i tradycyjny elektorat liberalny. Zaspokojenie tych trzech elektoratów jest bardzo trudne. Przechył w którąś ze stron mógłby oznaczać gwałtowną utratę popularności - mówi Migalski.
pap, em