Lawinowo rośnie też liczba spraw załatwianych pozytywnie w trybunałach. Kilka lat temu sądy kościelne orzekały o nieważności tylko połowy ze zgłaszanych małżeństw. Dziś unieważniają aż dwie trzecie.
Skąd ten wzrost? Specjaliści nie mają wątpliwości. Sprawami zajmują się zawodowi prawnicy. Kancelarie udzielające porad w dziedzinie prawa kanonicznego pojawiają się jak grzyby po deszczu. Okazało się bowiem, że na rozwodzie kościelnym można więcej zarobić niż na zwykłym. Niektóre kancelarie za uwolnienie od niechcianych więzów kasują nawet do 10 tys. zł.
Mecenasi mają gotowe katalogi porad. Prawo kanoniczne przewiduje bowiem, że małżeństwo może zostać uznane za nieważne, m.in. gdy w trakcie składania przysięgi występowała nieszczerość, psychiczna niezdolność w momencie jej składania i brak akceptacji dla posiadania i wychowania w wierze katolickiej dzieci.
Działalność kancelarii świadczących usługi z dziedziny prawno- kanonicznej krytykują duchowni. - Niestety, te firmy często nie opierają się tylko na prawdzie czy prawie, ale manipulują faktami - mówi ksiądz prof. Remigiusz Sobański z Uniwersytetu Śląskiego, wybitny znawca prawa kanonicznego. - Ludzie przygotowani przez tych prawników starają się zwieść sądy duchowne i opowiadają sfabrykowane historie. Mydlą też oczy sędziom, zasypując ich paragrafami prawa kanonicznego - ocenia.
Drastyczny wzrost małżeństw uznanych za nieważne nie spodobał się już papieżowi. Benedykt XVI zaapelował kilka tygodni temu, by kościelni sędziowie rzadziej wydawali takie wyroki. I kierowali się większym rygoryzmem. A sądy duchowne mają dużo pracy. Aż 400 wniosków o uznanie nieważności małżeństwa złożyli w zeszłym roku wierni Archidiecezji Warszawskiej. W 2000 r. było ich ok. stu mniej. W Gdańsku liczba wniosków podwoiła się w ciągu siedmiu lat.
Zdaniem socjologów wzrost liczby tzw. rozwodów kościelnych to nie tylko zasługa skutecznych prawników. - Staliśmy się hedonistami, myślimy tylko o swojej wygodzie - komentuje prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego. - Nie chce nam się ratować małżeństw. Niektórzy szukają więc pomocy takich kancelarii - dodaje.
Księża podkreślają, że nie istnieje nic takiego jak kościelny rozwód. Samo określenie "unieważnienie" też jest niewłaściwe. Sąd nie orzeka bowiem, że małżeństwo przestało być ważne, ale stwierdza, że nie było ważne od samego początku istnienia.
pap, ss