Winnym tego wypadku uznała przedsiębiorcę zaangażowanego do prac przy remoncie dachu przez Wassermanna - brata zmarłego robotnika. Do wypadku doszło 14 września 2006 roku. 46-letni mężczyzna prawdopodobnie spadł z dachu i w ciężkim stanie trafił do szpitala, gdzie po blisko trzech miesiącach zmarł.
O zarzutach napisał w sobotę krakowski dodatek do "Gazety Wyborczej". Jak potwierdził PAP w sobotę rzecznik częstochowskiej prokuratury Romuald Basiński, przedsiębiorcy zarzucono w piątek m.in. naruszenie przepisów bhp i nieumyślne przyczynienie się w ten sposób do śmiertelnego wypadku, za co może mu grozić do 5 lat pozbawienia wolności.
Drugi zarzut dotyczy narażenia pracowników na niebezpieczeństwo przez nieudostępnienie odpowiedniego sprzętu zabezpieczającego przy pracach na dachu. Basiński odmówił informacji o jakichkolwiek bieżących ustaleniach śledztwa, wskazał tylko, że wstępnie zaplanowano zakończenie postępowanie w lipcu tego roku.
Częstochowscy śledczy nie wnioskowali o zastosowanie wobec przedsiębiorcy jakichkolwiek środków zapobiegawczych. Mężczyzna był już wcześniej przez nich przesłuchiwany, w piątek miało miejsce kolejne wielogodzinne przesłuchanie.
Prokuratorzy z Częstochowy zdecydowali się sformułować przeciw niemu zarzuty, mimo że od początku śledztwa zdecydowanie zaprzeczał, by zatrudniał brata lub powierzał mu wykonanie robót na terenie posesji. Również Zbigniew Wassermann zaprzeczał, by zatrudniał robotnika.
Postępowanie w tej sprawie przez ponad rok prowadziła Prokuratura Okręgowa w Krakowie. Początkowo dotyczyło wypadku przy pracy, jednak - jak ustaliła prokuratura - mężczyzna nie był oficjalnie zatrudniony w firmie remontującej dom.
Podobne stanowisko - iż nie był to wypadek przy pracy, ponieważ nie było zatrudnienia - na podstawie własnych ustaleń prezentowała Okręgowa Inspekcja Pracy. Po zgonie mężczyzny śledztwo toczyło się w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.
W grudniu ub. roku śledczy z Krakowa wnioskowali o przeniesienie sprawy poza ich apelację dla uniknięcia posądzeń o stronniczość. Uznali, że musieliby m.in. oceniać działania inwestora, czyli Zbigniewa Wassermanna, który przez wiele lat pracował w krakowskiej prokuraturze. Śledztwo przeniesiono do Częstochowy jeszcze przed końcem ub. roku.
pap, ss