W maju 2007 r. wrocławski sąd uznał Marka S. winnego rozpowszechniania cudzego utworu, bez uprawnienia właściciela praw autorskich w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, tj. przestępstwo z "ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych", ale sprawę umorzył na dwa lata, ponieważ wydawca książki zobowiązał się wobec Bawarii, że wycofa książkę z obiegu i więcej nie będzie zajmował się jej wydawaniem. Ponadto sąd nakazał wydawcy zapłacić 10 tys. zł na wskazany przez sąd cel społeczny.
Apelacje złożyły wszystkie strony postępowania. Obrońca oskarżonego domagał się zmniejszenia zasądzonej Markowi S. kary na 2808 zł. Według mec. Andrzeja Mękala, gdy S. dopuścił się przestępstwa, obowiązywały inne stawki, korzystniejsze dla oskarżonego.
Natomiast prokuratura i pełnomocnicy pokrzywdzonego Kraju Związkowego Bawarii - właściciela praw autorskich do książki Hitlera - domagali się uchylenia wyroku i cofnięcia sprawy do ponownego rozpatrzenia.
Pełnomocnik rządu Bawarii Jacek Franek dowodził, że umorzenie sprawy nie spełnia wychowawczej roli, nie będzie żadnym ostrzeżeniem czy przestrogą dla innych. Franek przedstawił kolejne wydania "Mein Kampf", które ukazały się na polskim rynku, już po skazaniu Marka S. "Nie wiem, kto wydał te książki, ale Polska jest jedynym krajem w Europie, gdzie najczęściej wydaje się +Mein Kampf+" - mówił Franek.
Dodał, że szkodliwość społeczna czynu jest znaczna, bowiem S. wydał "Mein Kampf" skrócone o 60 proc. "Marek S. wydał tylko tę część, która zawierała fragmenty nawołujące do nienawiści rasowej i do Żydów" - mówił Franek.
Joanna Lassota, również reprezentująca Bawarię, dodała, że umorzyć sprawę można wobec kogoś, kto rokuje na poprawę. Tymczasem - zdaniem Lassoty - S. uczynił sobie stałe źródło dochodów z wydawania książek bez uprawnień. "Zgłosiło się do mnie wydawnictwo, którego prawa autorskie do książki +Snajper na froncie wschodnim+ naruszył Marek S., wydając tę książkę bezprawnie" - mówiła Lassota.
Ostatecznie Sąd Okręgowy w dużej mierze podzielił argumentację przedstawicieli rządu Bawarii i cofnął sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Sędzia sprawozdawca Joanna Żelazny powiedziała, że sprawy nie należało umarzać, bowiem nie było ku temu przesłanek - m.in. postawa oskarżonego budziła wątpliwości. "Marek S. jest profesjonalnym wydawcą i wiedział, jakie obowiązki ciążą na nim. Tymczasem oskarżony celowo je zaniedbał" - mówiła sędzia.
Żelazny przypomniała, że S. początkowo wydrukował niewielką ilość "Mein Kampf", a dodruki zaczął robić dopiero, gdy "rozpętała się medialna dyskusja" na temat tej książki i praw autorskich. "Dodruki robił nawet wtedy, gdy prokuratura postawiła mu zarzuty" - mówiła sędzia sprawozdawca. W sumie S. wydał 20 tys. egzemplarzy i zarobił na książce 120 tys. zł, a - zdaniem przedstawicieli Bawarii - nawet 300 tys. zł.
Mec. Franek przypomniał, że rząd Bawarii uzyskał prawa do majątku Adolfa Hitlera, w tym praw autorskich do jego dzieł po zakończeniu II wojny światowej. Wraz z uzyskaniem praw Bawaria wzięła na siebie odpowiedzialność za niedopuszczenie do ponownego rozpowszechniania tego dzieła. W tym celu wykorzystuje nabyte prawa autorskie do blokowania wszelkich pojawiających się w Europie i na świecie prób publikacji i dystrybucji "Mein Kampf".
pap, ss