Gazeta dotarła do szczegółów umowy Raczyńskiej, którą prezes TVP Andrzej Urbański podpisał na początku listopada ubiegłego roku, tuż po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych. Najbliższe trzy miesiące to okres wypowiedzenia odwołanej we wtorek Raczyńskiej. W tym czasie nie musi pojawiać się na Woronicza, a i tak będzie otrzymywać pensję: 24 tys. zł plus 20 proc. premii.
Po trzech miesiącach wypowiedzenia byłej dyrektor "Jedynki" zostanie dodatkowo wypłacona odprawa w wysokości sześciomiesięcznych zarobków. A jeżeli w tym czasie nie podejmie pracy u konkurencji, będzie dodatkowo dostawała swoją pensję. Wychodzi więc na to, że przez najbliższe miesiące była szefowa TVP 1 dostanie od telewizji ponad 430 tys. zł brutto.
O zmianę warunków kontraktu Raczyńskiej, który pierwotnie miał obowiązywać aż do końca maja 2009 r., wnioskował sam prezes telewizji publicznej. To jego podpis widnieje pod tym dokumentem. Urbański zgodził się także na to, aby w razie utraty pracy Raczyńska otrzymywała odprawę w wysokości pełnej pensji, a nie - jak umawiali się wcześniej - tylko jej część. Zgodził się również na podniesienie jej płacy o 2 tys. zł.
- To, że kontrakt dyrektor "Jedynki" został zmodyfikowany po wyborach, świadczy o tym, że chciała ona zabezpieczyć swoje interesy. Nie wątpię, że kontrakt pani Raczyńskiej jest na pewno zgodny z prawem. Pozostaje jednak jeszcze kwestia gospodarności i interesu spółki. Myślę, że nadawcy komercyjni nie rozdają pieniędzy tak hojną ręką - uważa prof. Tadeusz Kowalski, wiceszef rady programowej TVP i były przewodniczący rady nadzorczej za prezesury Jana Dworaka.
ab, pap