"Mogę jedynie powiedzieć, że na pokładzie samolotu nie znaleziono ani bomby ani ładunku wybuchowego. Śledztwo w tej sprawie prowadzi strona amerykańska, jesteśmy na bieżąco informowani o jego wynikach" - dodał.
Jak informował m.in. poniedziałkowy "Dziennik" gdy rejsowy boeing z Tuskiem leciał nad Atlantykiem, do biura LOT w Nowym Jorku zadzwoniła anonimowa osoba z informacją, że na pokładzie samolotu jest bomba. Miał to być około sześciokilogramowy ładunek - napisała gazeta.
Według nieoficjalnych informacji PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy, o rzekomym ładunku poinformowano funkcjonariuszy BOR towarzyszących premierowi. Sprawdzili oni pokład samolotu. Dokładnie samolot i bagaże pasażerów - już po wylądowaniu - sprawdziły służby amerykańskie.
Na skutek fałszywego alarmu odjazd premiera z lotniska opóźnił się o 40 minut. Tuskowi w czasie wizyty w USA towarzyszą minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, szef gabinetu politycznego prezesa Rady Ministrów Sławomir Nowak oraz Krzysztof Lisek, szef Komisji Spraw Zagranicznych PO.
W poniedziałek premier ma rozmawiać z prezydentem George'em W. Bushem, m.in. na temat tarczy antyrakietowej.
ab, pap