[[mm_1]]Mularczyk powiedział podczas piątkowej konferencji prasowej w Sejmie, że Widacki jest oskarżony przez prokuraturę "o kontakty z gangiem pruszkowskim, organizacjami mafijnymi i przestępcami".
Dodał, że PiS już raz złożył wniosek o wyłączenie Widackiego ze składu komisji, jednak PO i PSL uznały, że nie ma przeszkód, aby pozostał jej członkiem.
"W związku z tym wystąpiliśmy do sejmowego biura ekspertyz, do prawników sejmowych, którzy stwierdzili autorytatywnie, że sprawa pana posła Widackiego może być badana przez komisję śledczą" - mówił Mularczyk.
Dlatego też - jak dodał - PiS złożył kolejny wniosek, do Prezydium Sejmu, o wykluczenie Widackiego z komisji śledczej. "Nie możemy dopuścić do sytuacji, że sejmowa komisja śledcza działa z przekroczeniem prawa" - powiedział.
"Liczymy na to, że marszałek Sejmu odniesie się do opinii prawników i złoży wniosek o odwołanie posła Widackiego z prac tej komisji" - dodał poseł PiS.
[[mm_2]]Według Mularczyka, jeżeli nie doszłoby do tego "potencjalny raport komisji będzie z mocy prawa obarczony sankcją nieważności".
Parlamentarzyści PiS powołują się na zapisy ustawy o sejmowej komisji śledczej, które mówią o tym, że poseł nie może wchodzić w skład komisji, jeżeli sprawa dotyczy go bezpośrednio.
"Sytuacja taka zachodzi zarówno wtedy gdy, poseł jest formalnie stroną jakiegoś postępowania toczącego się w danej sprawie, przed organem władzy publicznej, jak i wtedy gdy jest on osobiście zainteresowany wydanym przez komisją rozstrzygnięciem, a więc ocenami zawartymi w jej sprawozdaniu" - czytamy w uzasadnieniu wniosku.
Widacki zdecydowanie odpiera zarzuty zawarte w ekspertyzie, na której opiera się PiS. "Moja sprawa z całą pewnością nie może być przedmiotem badania komisji" - powiedział PAP poseł LiD.
Według niego, wynika to "z prostego zestawienia dat". "Śledztwo w mojej sprawie skończyło się 6 czerwca 2007 r., kiedy nie byłem posłem. Kiedy nim zostałem, a stało się to 5 listopada 2007 r., to wtedy żadnych nacisków w mojej sprawie być już nie mogło" - zaznaczył.
Widacki dodał, że zgodnie z przepisami, nie mógłby teraz zasiadać w komisji śledczej, gdyby w momencie kiedy toczyło się śledztwo w jego sprawie, był posłem.
"I musiały być naciski. Musiałyby być w tej sprawie te dwie przesłanki spełnione" - tłumaczył Widacki. "Tak nie było. Same naciski nie wystarczą. Śledztwo musiało być wtedy toczone w sprawie posła, a wtedy nim nie byłem" - dodał.
Jego zdaniem, ekspertyza sejmowego Biura Analiz Sejmu jest "hipotetyczna".
"Piszący opinię nie wiedział kiedy śledztwo w mojej sprawie się toczyło, kiedy się zakończyło. Jest to więc opinia bez żadnej wartości" - ocenił.
Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski (PO) powiedział w piątek dziennikarzom, że będzie głosował podczas obrad Prezydium Sejmu za odrzuceniem wniosku PiS.
Jego zdaniem, wniosek ten robi się już "nudny, męczący i jest całkowicie niemerytoryczny". "To jest działanie PiS, który jest żywotnie zainteresowany tym, żeby ta komisja nie pracowała" - powiedział.
Latem 2007 r. białostocka prokuratura oskarżyła Widackiego - znanego adwokata z Krakowa, w przeszłości m.in. wiceszefa MSW i ambasadora Polski na Litwie - o nakłaniania świadków do składania fałszywych zeznań i utrudnianie postępowania karnego, za co grozi do 5 lat więzienia.
Widackiego oskarżono o to, że miał nakłaniać świadka Sławomira R., który odsiaduje karę m.in. za zabójstwo, do nieprawdziwych zeznań, korzystnych dla bronionego przez Widackiego szefa gangu pruszkowskiego Mirosława D., ps. Malizna.
Inny zarzut to rzekome naciski na lobbystę Marka Dochnala, by podczas zeznań w sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen, nie oczerniał Jana Kulczyka, którego Widacki był pełnomocnikiem. Trzeci zarzut dotyczy przekazywania grypsów przez Widackiego. Teraz sprawę rozpatruje warszawski sąd.pap, ss