W listopadzie 2006 r. w wybuchu metanu i pyłu węglowego w "Halembie" zginęło 23 górników. 15 z 23 ofiar to pracownicy zewnętrznej firmy Mard, która na zlecenie kopalni prowadziła prace likwidacyjne ściany wydobywczej 1030 metrów pod ziemią.
Według rzecznika Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Michała Szułczyńskiego, zatrudniony w firmie Mard sztygar zmianowy Julian L., mimo zagrożenia metanowego, wydał innym pracownikom polecenie prowadzenia prac w wyrobisku, w którym później doszło do wybuchu.
Za sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób oraz mienia w wielkich rozmiarach Julianowi L. może grozić do 8 lat więzienia. Prokuratura nie ujawnia, czy podejrzany przyznał się do winy i jakiej treści wyjaśnienia złożył. Śledczy nie zastosowali wobec niego żadnych środków zapobiegawczych.
Według prok. Szułczyńskiego, Julian L. to prawdopodobnie ostatnia osoba objęta zarzutami w głównym wątku postępowania - dotyczącym katastrofy. Prokuratorzy postawili w nim zarzuty ponad 20 osobom, zarówno pracownikom "Halemby", jak i Mardu.
Najważniejszym w górniczej hierarchii podejrzanym w tym śledztwie jest aresztowany w piątek były dyrektor kopalni "Halemba". Kazimierz D., odpowiadający jako kierownik ruchu zakładu za bezpieczeństwo i higienę pracy, miał nie dopełnić obowiązków i sprowadzić niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia górników oraz mienia w wielkich rozmiarach.
Jak ustaliła prokuratura, w listopadzie 2006 r. Kazimierz D. wiedział o przekroczonych dopuszczalnych stężeniach metanu w kopalni, tolerował też brak profilaktyki w zakresie zwalczania zagrożenia wybuchem pyłu węglowego i zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jednak zlekceważył alarmujące dane i nie nakazał przerwania prac.
W poniedziałek zarzut niedopełnienia obowiązków w zakresie bhp usłyszał były naczelny inżynier "Halemby" Jan J., który sprawował też funkcję zastępcy kierownika ruchu zakładu. Po katastrofie Jan J. awansował na stanowisko dyrektora technicznego, obecnie jest szeregowym urzędnikiem w centrali Kompanii Węglowej, do której należy "Halemba".
We wtorek zarzut sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia górników przedstawiono właścicielowi rudzkiej firmy Mard Marianowi D. Nie dotyczy on jednak dnia katastrofy, ale okresu poprzedzającego tragedię. Dlatego śledczy nie przyjęli, że następstwem zarzuconego mu przestępstwa była śmierć górników, o co podejrzany jest Kazimierz D.
Do tragedii w rudzkiej kopalni doszło 21 listopada 2006 r. Z powodu zaniechania - na podstawie fałszywych odczytów - profilaktyki związanej ze zwalczeniem zagrożeń naturalnych, po zapaleniu i wybuchu metanu, w wyrobisku wybuchł też pył węglowy, czyniąc największe spustoszenie i zabijając większość ofiar tragedii.
Prokuratura zamierza zamknąć śledztwo w sprawie katastrofy do końca czerwca. W pobocznych wątkach zapadły już dwa wyroki. Pod koniec marca na dziewięć miesięcy w zawieszeniu oraz grzywnę sąd w Rudzie Śląskiej skazał Ewę K. z firmy Góreks, za poświadczenie nieprawdy w dokumentach przy przetargu na prace likwidacyjne.
Kobieta już w czasie śledztwa przyznała się do winy i poprosiła o wymierzenie kary bez procesu. W tym samym wątku oskarżony jest szef firmy Marian D., który też przyznał się do poświadczenia nieprawdy. Jego proces jeszcze się nie rozpoczął.
12 marca katowicki sąd skazał na rok więzienia w zawieszeniu byłego nadsztygara z "Halemby" Franciszka S. za składanie fałszywych zeznań w śledztwie. Także on wniósł o wymierzenie mu kary bez procesu. Franciszek S. usłyszał też zarzuty w głównym wątku śledztwa.pap, ss