Kazimierz Marcinkiewicz - w rozmowie z portalem gazeta.pl - podtrzymał swoje oskarżenia wobec prezydenta. "Mogę poddać się badaniu wariografem" - zapewnia były premier.
Były premier powiedział gazecie.pl, że podtrzymuje swoją wersję wydarzeń. Marcinkiewicz tłumaczy, że w sprawie jego inwigilacji nie składano oficjalnych wniosków. W tym czasie Lech Kaczyński był prezydentem elektem i nie miał takiego prawa. Według Marcinkiewicza, Marczuk relacjonował mu, że prezydent zwrócił się do niego z "koleżeńską prośbą" a nie z wnioskiem.
Marcinkiewicz zapewnia, że o rozmowie Marczuka i prezydenta wiedział z trzech źródeł: Marczuk miał powiedzieć o tym jednemu z urzędników Kancelarii Premiera a później przekazał mu tę informację osobiście. Były premier dodaje, że o "koleżeńskiej prośbie" prezydenta mówił mu polityk "blisko związany" z Lechem Kaczyńskim. - Jestem przekonany, że te rozmowy można sprawdzić - mówi Marcinkiewicz. Dodaje, że wiedza o "prywatnej rozmowie" Marczuka z prezydentem była powszechna w kancelarii premiera.
On sam interesował się prawnym aspektem całej sprawy. Okazało się jednak, że nie doszło do złamania prawa. "Pracowałem z tą wiedzą jako premier" - mówił gazecie.pl Marcinkiewicz. Zapewnia też, że nie "mija się z prawdą". - "Mogę poddać się badaniom na wariografie" - zadeklarował.
Marcinkiewicz zapewnia, że o rozmowie Marczuka i prezydenta wiedział z trzech źródeł: Marczuk miał powiedzieć o tym jednemu z urzędników Kancelarii Premiera a później przekazał mu tę informację osobiście. Były premier dodaje, że o "koleżeńskiej prośbie" prezydenta mówił mu polityk "blisko związany" z Lechem Kaczyńskim. - Jestem przekonany, że te rozmowy można sprawdzić - mówi Marcinkiewicz. Dodaje, że wiedza o "prywatnej rozmowie" Marczuka z prezydentem była powszechna w kancelarii premiera.
On sam interesował się prawnym aspektem całej sprawy. Okazało się jednak, że nie doszło do złamania prawa. "Pracowałem z tą wiedzą jako premier" - mówił gazecie.pl Marcinkiewicz. Zapewnia też, że nie "mija się z prawdą". - "Mogę poddać się badaniom na wariografie" - zadeklarował.
Kazimierz Marcinkiewicz przyznał, że wywiadu Dziennikowi udzielił w ubiegłym roku. Gazecie.pl powiedział, że zwlekał z decyzją o publikacji artykułu, bo nie chciał, by nazwisko prezydenta padło w czasie kampanii wyborczej. Teraz zdecydował się na publikację. - "Uznałem, że kiedyś trzeba to powiedzieć publicznie".
j/pap