W wywiadzie dla sobotniego "Dziennika" Marcinkiewicz mówił, że Lech Kaczyński chciał wykorzystać służby specjalne przeciw niemu, wówczas urzędującemu premierowi, i prosił o to ówczesnego p.o. szefa ABW Witolda Marczuka. Marczuk miał odmówić prezydentowi- elektowi, ale miał sporządzić notatkę z rozmowy z nim. Marcinkiewicz daje do zrozumienia, że prezydent "zrobił to dla swojego brata", gdyż zawsze chciał, by to on był szefem rządu.
We wtorek prezydent pytany o zarzuty Marcinkiewicza, powiedział: "Nigdy w życiu nie kazałem go podsłuchiwać czy w inny sposób prześladować".
"To jest jedna wielka bzdura. Ja byłem przeciwnikiem powołania pana Kazimierza Marcinkiewicza na premiera, tak, przyznaję. Mogę powiedzieć: nigdy nie kazałem go podsłuchiwać" - zapewnił prezydent. "Natomiast wyrzucić go kazałem, to jest prawda. I miałem świętą rację, bo premier musi być określonego formatu" - dodał.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie - na zlecenie Prokuratury Krajowej - ma przeprowadzić postępowanie sprawdzające co do zarzutów b. premiera.
pap, ss