Ranni górnicy z "Boryni" w ciężkim stanie

Ranni górnicy z "Boryni" w ciężkim stanie

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot.PAP 
Nie zmienił się stan górników, rannych po środowym wybuchu metanu w kopalni "Borynia" w Jastrzębiu Zdroju. Stan jednej osoby jest krytyczny, kilku innych ciężki. Sytuacja w miejscu tragedii wróciła do normy - dopuszczalne stężenia metanu i innych gazów nie są przekroczone.

Przed południem sytuację w "Boryni" ocenią członkowie kopalnianych zespołów ds. zagrożeń oraz eksperci. Efektem posiedzenia może być przybliżony termin przeprowadzenia na dole wizji lokalnej, która ma pomóc w wyjaśnieniu przyczyn i okoliczności tragedii. Wyjaśnia je komisja WUG i prokuratura. Nieoficjalnie eksperci mówią, że wizja będzie możliwa w przyszłym tygodniu.

Zapalenie i wybuch metanu w kopalni "Borynia", w wyniku którego zginęło czterech górników, nie nastąpił bezpośrednio w wyrobisku, ale prawdopodobnie w tzw. zrobach, czyli miejscach po eksploatacji węgla. Powodem mógł być niewielki pożar, spowodowany samozapłonem węgla.

Taką wstępną ocenę sytuacji przedstawili w czwartek eksperci podczas konferencji prasowej w kopalni "Borynia" w Jastrzębiu Zdroju. Wiceprezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej Andrzej Tor zastrzegł jednak, że to tylko jedna z hipotez. Ustalenie miejsca, rodzaju i przyczyny wybuchu będzie jedynym z głównych zadań ekspertów, wyjaśniających przyczyny tragedii.

Inne brane pod uwagę hipotezy to spowodowanie wybuchu przez tzw. prądy błądzące (wyładowanie nagromadzonej gdzieś energii, zdolne do zainicjowania wybuchu), tarcie związane z zawałem skał stropowych (ścianę eksploatowano tzw. metodą na zawał) lub wywołanie wybuchu zapaleniem papierosa przez któregoś z górników. W to ostatnie przedstawiciele kopalni raczej nie wierzą, podkreślając wysoką świadomość załogi w tym zakresie.

Do końca września wszystkie okoliczności wypadku ma wyjaśnić specjalna komisja, powołana przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), złożona z 19 osób - ekspertów nauki i praktyki górniczej. Prezes Urzędu Piotr Buchwald zapowiedział, że będzie dążył do szybkiego przeprowadzenia w wyrobisku wizji lokalnej. Ma ona odbyć się, gdy pozwolą na to warunki na dole.

Do wybuchu w "Boryni" doszło w środę późnym wieczorem, przy ścianie 900 m pod ziemią. Nie prowadzono wydobycia węgla. Wstrzymano je, bo zepsuł się przenośnik taśmowy. 32 osoby prowadziły prace konserwatorskie. Cztery osoby zginęły, a 19 jest w szpitalach. Stan kilku jest poważny - 6 przebywa w siemianowickiej "oparzeniówce", pozostali w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju.

Jeden z pacjentów, przebywający w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju, nadal jest w stanie krytycznym - ma m.in. obszerne obrażenia wewnątrznarządowe. Dwanaście przebywających w tym szpitalu innych osób z potłuczeniami i złamaniami, wraca do zdrowia, choć na razie nie wiadomo, jak długo potrwa ich leczenie. Rzeczniczka szpitala Alicja Brocka oceniła, że ich stan jest "względnie dobry".

Trzej poparzeni górnicy, leżący w Centrum Leczenia Oparzeń (CLO) w Siemianowicach Śląskich są w stanie bardzo ciężkim. Jak poinformował dyrektor Centrum, Mariusz Nowak, tamtejsi lekarze na bieżąco ich obserwują. W najbliższym czasie podejmą też próbę zbadania, czy poparzenia trzech kolejnych górników - oprócz powierzchni ciała - sięgnęły też dróg oddechowych, co może poważnie komplikować leczenie.

Przedstawiciele WUG i JSW poinformowali, że przed wybuchem czujniki nie wykazywały przekroczonego stężenia metanu ani tlenku węgla, nic nie zwiastowało wybuchu. Górników zabiły i raniły: ogień, wysoka temperatura (w chwili wybuchu mogła sięgać od kilkuset do tysiąca stopni) i silny podmuch, wywołane wybuchem. Poszkodowani doznali zarówno oparzeń, jak i urazów mechanicznych, złamań itp.

Poszkodowanych odwiedził w szpitalach wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak, który na miejscu w kopalni zapoznał się z okolicznościami wypadku i przebiegiem akcji ratowniczej. W imieniu rządu złożył kondolencje rodzinom ofiar i zapewnił, że rząd robi wszystko, aby leczenie rannych przebiegło sprawnie, a rodziny poszkodowanych otrzymały niezbędną pomoc. Podziękował też ratownikom i instytucjom za udział w akcji ratowniczej.

Pomoc, także w razie potrzeby materialną dla rodzin ofiar, zapowiedział również samorząd Jastrzębia Zdroju. Bliskimi poszkodowanych zajęli się psychologowie, terapia psychologiczna ma objąć także dzieci. W mieście ogłoszono żałobę do najbliższej soboty. O odwołanie imprez masowych w regionie zaapelował też wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk.

Ściana, w pobliżu której doszło do wybuchu, została już wyeksploatowana na odcinku ponad 200 metrów. Była prowadzona metodą "na zawał", czyli po eksploatacji węgla skały stropowe zawalały się; dzieje się to w sposób nie do końca kontrolowany. Zdaniem prezesa Buchwalda, właśnie w tych zrobach, jeśli dostało się tam powietrze, mógł nastąpić samozapłon węgla, inicjujący wybuch. Według niego mogło do tego dojść na ostatnio wyeksploatowanych 30 metrach, choć zastrzegł, że to tylko hipoteza.

Po wybuchu niektóre czujniki zostały zniszczone, część pozostałych notowała przekroczone stężenia gazów, które jednak stopniowo wracały do normy. W chodnikach otaczających ścianę, gdzie zginęli i zostali ranni górnicy, nie ma obrazu katastrofy, co potwierdza, że nie tam doszło do samego wybuchu. Są jednak ślady miejscowego wypalenia i działania bardzo wysokiej temperatury. Jednak najwięcej na temat przebiegu zdarzenia można na razie wyczytać z charakteru obrażeń rannych górników.

pap, em, nd, ab