Jego przesłuchanie - w całości jawne - trwało trzy i pół godziny. Kamiński ani razu nie zasłonił się w nim tajemnicą i - jak podkreślał - wobec opinii publicznej wyrażał satysfakcję, że może "w sposób niezmanipulowany" przedstawić działania CBA, z których jest dumny. Dodał, że ma świadomość tego, iż komisja "tak naprawdę ma przegłosować, że nadużył władzy i był łobuzem".
Kamiński zapewniał, że ani przez chwilę - nawet gdy między 10 a 24 października 2007 r. w prokuraturze przesuwano termin zatrzymania Lipca - nie miał wrażenia, że ta sprawa ma być "skręcona", bo "takiej atmosfery nigdy nie było". Podkreślał że premier Jarosław Kaczyński - gdy w czerwcu 2007 r. dowiedział się, iż Lipiec może się znaleźć w kręgu podejrzeń - zdymisjonował swego ministra, co było "symbolicznym zielonym światłem" dla CBA do działania.
Według szefa CBA, w czerwcu 2007 r. jego funkcjonariusze zrealizowali "z pewną modyfikacją wynikającą z rozwoju wydarzeń" przygotowany dzień wcześniej plan kontrolowanego wręczenia łapówki dyrektorowi Centralnego Ośrodka Sportu Tadeuszowi M. (który otrzymał pieniądze od podstawionej osoby), a następnie pojechał z nimi na dziedziniec ministerstwa sportu, gdzie CBA go zatrzymało.
Kamiński oświadczył, że funkcjonariusze zatrzymali M. "w pierwszym możliwym momencie po uzyskaniu informacji, że przyjął korzyść majątkową". Jak tłumaczył, nie było łączności z podstawioną osobą wręczającą łapówkę, więc nie było też możliwości potwierdzenia tego przez nią.
"Nie było żadnych podstaw, żeby przypuszczać, że ta łapówka będzie skierowana do ministra sportu" - zaznaczył Kamiński. Sprawa wróciła w pytaniach wiceszefa komisji Mieczysława Łuczaka (PSL), który pytał, czy decyzja o zatrzymaniu Tadeusza M. na dziedzińcu ministerstwa sportu nie była przedwczesna. "Czy nie zaciekawiło kogoś, do kogo zmierza z pieniędzmi ten, który je przyjął" - dopytywał poseł. Kamiński odparł, że ma pełne zaufanie "do profesjonalizmu i uczciwości oficera, który na miejscu kierował akcją". "Nie mam żadnych podstaw, żeby sądzić, że doszło do jakiegoś zaniechania" - dodał.
Zeznając o samej sprawie Tomasza Lipca zatrzymanego przez CBA 25 października 2007 r. Kamiński oświadczył, że pierwotnie ustnie uzgodniono z Prokuraturą Okręgową w Warszawie, że już 12 października będą gotowe zarzuty i nakazy zatrzymań Lipca oraz dwóch innych osób (CBA chciało, by zatrzymano jeszcze jedną osobę, do czego ostatecznie nie doszło). "Terminy zatrzymań w tej sprawie były kilkakrotnie przekładane" - dodał szef CBA.
Oświadczył on, że 10 października 2007 r. umówiono się, iż CBA przyjdzie do prokuratury 12 października po nakazy zatrzymań. Szef CBA mówił, że funkcjonariusze przyszli i dowiedzieli się, że "prokuratorom zabrakło czasu" i nie przygotowali dokumentów. Kamiński zeznał, że skontaktował się z szefową Prokuratury Okręgowej w Warszawie Elżbietą Janicką, która jego zdaniem nie miała orientacji w szczegółach śledztwa i poprosiła CBA o analizę stanu sprawy.
Następnie - zeznał szef CBA - kilkakrotnie przekładano termin wystawienia nakazów zatrzymania - z 12 na 15 października, z 15 na 16 października. "16 października moim funkcjonariuszom powiedziano, że Tomasz Lipiec i inni będą zatrzymani po wyborach" - mówił Kamiński. Dodał, że wówczas postanowił porozmawiać na ten temat z prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobrą.
"Powiedziałem ministrowi Ziobrze, że jest jakiś dziwny paraliż decyzyjny w prokuraturze i żeby się tym zainteresował. Pan minister obiecał, że spotka się ze mną, gdy wróci do Warszawy, bo był w swoim okręgu wyborczym. Spotkał się ze mną po wyborach" - zeznawał Kamiński.
Według niego po wyborach dalej przenoszono termin zatrzymania - z 22 na 23 października, aż 23 października powiedziano w prokuraturze, że 24 października będą zarzuty dla Lipca i Arkadiusza Ż., co w końcu nastąpiło. "Nakazy wystawiono na 25 października, gdy CBA dokonała zatrzymań" - dodał.
Kamiński podkreślał, że CBA zależało na utrzymaniu dynamiki trwających od początku października zatrzymań i "ciągłego efektu zaskoczenia przeciwnika" w sprawie korupcji w COS. "Bo osoby podejrzewane o korupcję są naszym ustawowym przeciwnikiem" - tłumaczył szef CBA. Zaznaczył, że nikt go nie namawiał do opóźnień w sprawie zatrzymania Tomasza Lipca. "Absolutnie nic takiego nie miało miejsca" - zapewnił.
Potwierdził też, że kilka dni po zatrzymaniu dwóch pracowników COS poinformował premiera Jarosława Kaczyńskiego, iż wokół ministra Lipca, z punktu widzenia CBA, istnieje podejrzenie, że może być on przestępcą.
"Poinformowałem, że istnieje pewne niebezpieczeństwo, że te wyjaśnienia okażą się wiarygodne (...) uznałem, że premier musi mieć wiedzę" - mówił szef CBA. Dodał, że według niego w oparciu o te informacje premier Jarosław Kaczyński podjął decyzję o zdymisjonowaniu Lipca. Było to dwa dni po rozmowie Kamińskiego z premierem. Zarazem szef CBA przyznał, że sam Lipiec interweniował u niego w sprawie zatrzymań w COS. Miał się spotkać z Lipcem na 10 minut w siedzibie CBA.
Jak podkreślił, po zatrzymaniach w COS i konferencji prasowej w tej sprawie, którą zorganizował, zadzwonił do niego Lipiec z prośbą o rozmowę. "Domyślałem się, że pan Lipiec chce wybadać, czy zatrzymane osoby składają wyjaśnienia obciążające jego osobę" - ocenił Kamiński i dodał, że uznał wtedy, iż odmowa spotkania byłyby potwierdzeniem, że są takie zeznania.
Według relacji Kamińskiego, Lipiec poinformował go, że jest zaskoczony, iż "CBA w taki sposób przeprowadziło sprawę". Zdaniem szefa CBA, minister sportu twierdził, że jest w kontakcie z ABW oraz że "został do tych kontaktów wyznaczony specjalny oficer, który na bieżąco miał przekazywać sygnały o korupcji".
Szef CBA zaprzeczył doniesieniom mediów, jakoby miał powiedzieć Lipcowi na tym spotkaniu, żeby "cieszył się, że zatrzymano dyrektorów COS na dole, a nie na górze" - bo zatrzymano ich na dziedzińcu ministerstwa sportu. "To absurd" - podsumował. Kamiński zaprzeczył także, by w zabezpieczonym przez CBA laptopie dyrektora COS Tadeusza M. znajdował się dokument zawierający schemat wyprowadzania pieniędzy na rzecz PiS z "przekrętów" dotyczących inwestycji w infrastrukturę sportową - według mediów miano w ten sposób wyprowadzić 100 mln zł.
"Twardy dysk z tego komputera znajduje się teraz w prokuraturze" - poinformował zaprzeczając też, by na dysku były dane potwierdzające, że miało dochodzić do takich operacji; przyznał, że są tam "elementy korespondencji" między Lipcem i M.
Tadeusz M. to jeden z dwóch zatrzymanych przez CBA dyrektorów Centralnego Ośrodka Sportu podczas kontrolowanego wręczenia łapówki. Według portalu "Newsweeka", M. miał opowiedzieć prokuratorom, że za korupcją w ministerstwie sportu i podległych mu instytucjach stał układ personalny.
nd, ab, pap