Wtorkowa "Rzeczpospolita" zamieściła materiał przedstawiający główne tezy książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", napisanej przez historyków IPN - Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Twierdzą oni, m.in., że po obaleniu rządu Jana Olszewskiego Wałęsa otrzymał zgromadzoną na jego temat dokumentację SB i zwrócił ją po kilku miesiącach - zdekompletowaną. Zniknęły najważniejsze dokumenty świadczące, że urzędujący prezydent był "Bolkiem" - piszą autorzy.
Zdaniem historyków, Wałęsa miał po raz kolejny wypożyczyć dotyczące go papiery SB we wrześniu 1993 r. Badający tę sprawę trzy lata później - za zgodą następnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego - eseldowski szef MSW Zbigniew Siemiątkowski stwierdził, że do UOP nie wróciły m.in. "notatki i doniesienia agenturalne L. Wałęsy" i "pokwitowania L. Wałęsy na odbiór wynagrodzenia za działalność agenturalną".
Lech Wałęsa potwierdził w rozmowie z dziennikarzami, że wypożyczał i przeglądał archiwalne dokumenty na swój temat, zaprzeczył jednak, jakoby miał cokolwiek z nich usunąć.
"Zorientowałem się, że w tych dokumentach jest parę na mój temat, zorientowałem się, że widać podróbę i szybko to kazałem sekretarkom zakleić, opieczętować i wszędzie, gdzie możliwe, napisałem +nie otwierać+" - powiedział b. prezydent.
Wałęsa twierdzi, że ktoś nie usłuchał jego zalecenia i otworzył kopertę. "Zobaczył to samo co ja i wyrzucił papiery, rzucając podejrzenie na mnie. A przecież naiwnym byłbym człowiekiem, gdybym coś wyrzucił, a wcześniej zapieczętował i podpisał" - powiedział Wałęsa.
Według "Rzeczpospolitej" autorzy książki, pracownicy IPN, zbadali dziesiątki dokumentów i zrekonstruowali treści wielu z nich na podstawie innych materiałów. Wymieniają m.in. kwestionariusz ewidencyjny internowanego Wałęsy, w którym napisano, że był on "29.12.1970 pozyskany do współpracy z SB. W okresie 1970-1972 przekazał szereg informacji dotyczących negatywnej działalności pracowników stoczni".
W książce historyków IPN mowa jest także o dwóch notatkach z 1978 r., które pojawiły się dopiero w 2000 roku przy okazji lustracji Lecha Wałęsy. W jednej z nich oficer SB napisał, że Wałęsa "jako TW ps. +Bolek+ przekazywał nam szereg cennych informacji dot. destrukcyjnej działalności niektórych pracowników. Na podstawie otrzymanych materiałów założono kilka spraw". Według tej notatki "Bolek" za przekazane informacje był wynagradzany i w sumie otrzymał 13100 złotych.
Zdaniem Wałęsy dokumenty, o których wspominają historycy IPN nie są żadnymi dowodami współpracy. W jego przekonaniu kwestionariusz internowanego sfabrykowała do swoich celów SB. "Prawdopodobnie w 80 albo w 82 roku, a nie w 1970" - powiedział b. prezydent.
Wałęsa sądzi, że wpisanie do jego kwestionariusza internowanego informacji o współpracy z SB, miało posłużyć skłóceniu "Solidarności". Miała to być ostatnia próba złamania go po internowaniu. "Im się wydawało, że oni (SB - PAP) mnie tym złamią, jak rzucą, że jestem agentem, że biorę pieniądze" - stwierdził Wałęsa.
Były prezydent uważa, że wpis w kwestionariuszu, który mówi o szczegółach jego współpracy, powstał już w 1982 roku, gdy zaczęto mówić o ewentualnym przyznaniu mu Nagrody Nobla. "Kiedy już podrabiali dokumenty do Nobla, wtedy zwrócili uwagę i zrobili dokładniej: umocowano mnie wtedy w czasie, zrobiono początek w czasie" - powiedział Wałęsa.
"Początek cofnięto maksymalnie jak można było, kiedy Wałęsa był młody i mógł być słaby, poddać się emocjom. Dopasowali papiery z jakiegoś tam +Bolka+ i wystarczyło zmienić jeden papier: zmienić +podsłuch+ na +TW+. A jeśli to dobrze zrobili, nie ma szans tego udowodnić" - uważa były prezydent.
Wałęsa sądzi, że SB nazywało "Bolkami" wszystkie podsłuchy zakładane w miejscach, gdzie bywał. Jego zdaniem, nawet gdy został wyrzucony ze stoczni, to treści spisane z kolejnych podsłuchów podpisywano pseudonimem "Bolek". "Tak samo, jak wszystkie dokumenty rozpracowywania mnie od samego początku do końca nazwały się +Bolek+" - powiedział Wałęsa.
B. prezydent stwierdził też, że spodziewał się, iż historycy IPN oprą publikację na jakimś nieznanym dotąd podrobionym dokumencie. "Na rewizji wpadł mój opis Grudnia. Bałem się, bo to by się nadawało na dobry donos, dlatego, że tam było opisane prawie wszystko, z nazwiskami. (...) Ale jednak tego też nie użyto, bo im (SB - PAP) coś nie pasowało" - powiedział Wałęsa.
Zapytany o to, czy po publikacji książki podejmie ewentualnie jakieś kroki prawne, Wałęsa odpowiedział: "Nie mam czasu i ochoty bez przerwy grzebać się w tym. Nie wiem czy podam ich do sądu".ab, pap