"Tarcza jest dobrym rozwiązaniem, a czym lepsze będą związane z nią gwarancje - tym lepiej. I oczywiście tutaj trzeba walczyć" powiedział Lech Kaczyński w wywiadzie dla TVPinfo. Ale, jak zastrzegł, "nie można też ryzykować nadmiernie".
"Są takie sprawy, w których biegnie się po bandzie. Najwyżej się wyleci na drugą stronę i nic takiego szczególnego się nie stanie. Tutaj, jeżeli wypadnie się za bandę, to sytuacja kraju się gwałtownie pogorszy, gwałtownie" - przestrzegał.
Prezydent powiedział, że cieszy się z postępu w rozmowach, który "podobno jest", ale chciałby znać więcej szczegółów. "Może to bardzo dziwne, ale często okrężnymi drogami się dowiaduję, co się dzieje" - mówił.
Oświadczył, że on sam jest zwolennikiem zawarcia umowy z obecną administracją, "ponieważ po prostu nie znamy nowej". "Nie wiemy, kto wygra wybory, nie wiemy, jakie będą rzeczywiste kierunki polityki" - przekonywał prezydent. "Jest pewne przekonanie co do kandydata demokratów, ja tutaj swojej opcji nie będę wyrażał, bo wychodzi to w ogóle poza reguły polityki, ale jak na razie to on demonstracyjnie odwiedził Niemcy" - dodał.
Prezydent powiedział, że nie ocenia dobrze przejęcia negocjacji przez ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. "Wiara w siebie pana ministra Sikorskiego to jest na pewno rzecz, której wielkości się nie da ogarnąć normalnym ludzkim rozumem" - oświadczył Lech Kaczyński. Podkreślił, że w sprawie tarczy musi być dialog z rządem, bo "nie powinno być dwugłosu".
"Ja rozmawiać próbowałem, rozmawialiśmy dwukrotnie z premierem, później do nas dotarła informacja, że ministrowi zakazano rozmowy, co jest wielce oryginalnym pociągnięciem" - dodał.
Prezydent przypomniał, że ma uprawnienia wynikające z artykułu 4a ustawy o powszechnym obowiązku obrony i prawo, by pytać "każdego, nie tylko organ państwowy, także organizację społeczną o sprawy związane z bezpieczeństem". Dodał, że jego rozmowa z Radosławem Sikorskim w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego (rozmowę z 4 lipca, dotyczącą tarczy antyrakietowej, opublikował "Dziennik"), została przeprowadzona w tym właśnie trybie i wynikała z głębokiego niepokoju co do rozwoju sytuacji.
"Tam nie padały żadne słowa powszechnie uważane za obraźliwe. Ja wtedy prosiłem o odpowiedź na pytania, więc, jeżeli ktoś to chce nazwać przesłuchaniem, to język jest giętki. Dla mnie to było zadawanie pytań panu ministrowi, który nieco się gubił w odpowiedziach, tak bym to określił" - powiedział Lech Kaczyński.
O tym, że "sposób komunikowania się prezydenta z ministrami jest problemem" mówił premier Donald Tusk 30 lipca. Według szefa rządu jeśli Lech Kaczyński będzie w stanie "opanować swoje emocje", to nie będzie ministra, który nie będzie chciał z nim współpracować. "Ale to musi być współpraca, a nie przesłuchanie czy połajanki" - podkreślił wtedy szef rządu.
nd, pap