Warszawski sąd okręgowy uznał, że publikacja Macierewicza opierała się na "niezweryfikowanych materiałach". Przeprosiny mają ukazać się w terminie dwóch tygodni na pierwszych stronach dzienników "Gazeta Wyborcza" i "Rzeczpospolita". Ponadto Macierewicz ma zapłacić 10 tys. zł na rzecz Towarzystwa Przyjaciół Fundacji Jana Pawła II oraz zwrócić ponad 2,5 tys. zł kosztów procesu.
Sprawa dotyczyła artykułu z czerwca 2006 r. opublikowanego w piśmie "Głos" pt. "Dziennikarska agentura". Tekst poświęcony był genezie powstania Komitetu Obrony Robotników. Macierewicz umieścił w nim wykaz dziennikarzy, którzy mieli być związani z PRL-owskimi służbami bezpieczeństwa od lat 40. do 70. i później wyeliminowani z sieci agenturalnych. Oparł się na dwóch zachowanych dokumentach SB.
W ocenie Skalskiego, z tekstu Macierewicza mogło wynikać, że dziennikarz był tajnym współpracownikiem SB od 1966 do 79 r. Takie podejrzenie uważał za zniesławiające i naruszające jego dobra osobiste.
Macierewicz z kolei dowodził, że nie przesądzał, że wymienione osoby rzeczywiście podjęły działalność agenturalną. Argumentował wcześniej przed sądem, iż tekst był częścią jego pracy badawczej i odwzorował treść zawartą w dokumentach, a ponadto publikacja informowała jedynie odbiorców o wynikach badań.
Uzasadniając wyrok sędzia Anna Błażejczyk powiedziała, że publikacja naruszyła dobra osobiste powoda. "Zestawienie tytułu publikacji z informacją, iż jest to fragment pracy badawczej jednoznacznie sugeruje odbiorcom, że przekaz jest wiarygodny" - zaznaczyła sędzia.
"Jednak problemem jest to, czy pozwany miał podstawy, żeby te dokumenty traktować w sposób kategoryczny i podawać informacje z nich bez komentarza; zdaniem sądu nie miał takiego prawa" - mówiła Błażejczyk.
W ocenie sądu z treści artykułu w "Głosie" nie wynikało, że podane informacje nie zostały w pełni zweryfikowane i dlatego była to "swoista manipulacja". Sąd zaznaczył ponadto, że z treści publikacji nie wynikało także, na jakiej podstawie ją oparto.
Po wyjściu z sali sądowej Skalski wyraził zadowolenie z wyroku. Dodał, że do samego końca dążył do ugody, która - jak zaznaczył - miałaby polegać na zapoznaniu się Macierewicza z jego aktami w IPN i opublikowaniu wniosków.
Macierewicz nie pojawił się w sądzie. Do czasu nadania depeszy nie udało się z nim skontaktować.
Skalski w lipcu 2006 r. pisał na łamach "Rzeczpospolitej" m.in., że SB rozmawiało z nim, jako dziennikarzem "Głosu Pracy", w sprawie jego przyszłego wyjazdu na stypendium do Danii. Miał informować wywiad PRL (I Departament MSW) o opiniach zachodnioniemieckich dziennikarzy na temat polskich ziem północnych i zachodnich. Skalski dodawał, że nie zgodził się donosić na Polaków tam mieszkających i zbierać informacji militarnych i gospodarczych.
Dziennikarz przyznał, że podpisał jakiś dokument związany ze współpracą, nie pamiętał jednak po 40 latach, jakiej był treści i do czego zobowiązywał. Uważał, że po powrocie ze stypendium ta współpraca wygasła i jak pisał, nie wiedział, że w dokumentach bezpieki nadal zapisany jest jako współpracownik.
Zaznaczał, że gdyby wiedział o tym, iż do 1979 r. ma status tajnego współpracownika, starałby się wcześniej o jego uchylenie.
Zapis w artykule na temat Skalskiego pojawił się pod nr 38 z 50 nazwisk. "38. Skalski Ernest, 1966-79, rezygnacja jednostki operacyjnej, Dep. III, (Głos Pracy)". Departament III MSW zajmował się zwalczaniem opozycji.
ND, PAP