Chodzi o doniesienia portali onet.pl i tvn24.pl o tym, że syn ministra dostał się na aplikację prawniczą w Krakowie. Pytany czy jest synem ministra - podawał onet pl., powołując się na reporterów "Teraz My" - odpowiedział, że to przypadkowa zbieżność nazwisk.
"Żaden dziennikarz +Teraz My+ nie kontaktował się z moim synem. Insynuacje, że mój syn kłamał, nie przyznając się do ojca, powodują w takim kontekście utratę mojej wiary w rzetelność niektórych dziennikarzy" - napisał w oświadczeniu Zbigniew Ćwiąkalski.
"Mój syn ma 25 lat i z racji mojego obecnego zajęcia nie mogłem mu zabronić przystępować do egzaminu w tym roku. Zdawał na tych samych zasadach, co inni. Nie uważałem za właściwe, aby kogokolwiek uprzedzać o planach syna, by nie zarzucił mi on jakiegokolwiek wpływania na wyniki jego egzaminów" - dodał minister. Jak podkreślił, pytania na egzamin przygotowywały zespoły fachowców delegowanych przez Naczelną Radę Adwokacką i on sam nie miał na nie wpływu.
Rzecznik ministra Grzegorz Żurawski poinformował, że szef resortu sprawiedliwości nie ma osobiście wpływu na składy komisji przeprowadzających egzaminy na aplikacje. Zgodnie z prawem, w 5- osobowym składzie takich komisji są 2 osoby delegowane przez daną korporację (w tym przypadku Naczelną Radę Adwokacką) i trzy osoby wskazane przez departament nadzoru nad aplikacjami prawniczymi Ministerstwa Sprawiedliwości.
"Minister się tym osobiście nie zajmuje, nie ma na to żadnego wpływu" - podkreślił Żurawski. Jego zdaniem, procedura wyboru osób do komisji jest "zgodna z rozporządzeniami przygotowanymi przez poprzednika Zbigniewa Ćwiąkalskiego, Zbigniewa Ziobrę". Rzecznik dodał, że cała rola ministra to "podpisanie protokołów o powołaniu komisji i przekazaniu pytań do komisji egzaminacyjnych".
pap, keb