Poszukiwania 45-letniego mieszkańca Poznania rozpoczęły się w niedzielę po południu. Mężczyzna wspólnie z trzema kolegami wybrał się na spływ kajakowy rzeką Drawą. Kajakarze nie założyli kapoków.
Przepływając w okolicy leśniczówki, grupa musiała pokonać leżące w wodzie drzewa. 45-latek płynął jako ostatni, jego koledzy po pokonaniu przeszkody stracili go z oczu. Postanowili poczekać na niego w pobliskiej przystani. Po dłuższym czasie zauważyli jedynie płynący do góry dnem kajak i wiosło.
Akcja poszukiwawcza trwała do późnych godzin nocnych. Policja przeczesywała brzegi i okoliczne lasy m.in. z użyciem psa tropiącego, a strażacy na dwóch łodziach penetrowali wskazany odcinek rzeki.
W poniedziałek, po kilku godzinach przerwy, akcja została wznowiona. Policja użyła nawet śmigłowca z kamerą termowizyjną. Mężczyzny jednak do tej pory nie odnaleziono.
"Głębokość Drawy w tym rejonie miejscami sięga nawet 4 metrów. Zapadła więc decyzja, by do poszukiwań włączyć płetwonurków straży pożarnej, którzy niebawem zejdą pod wodę" - powiedział Chorąży.
ND, PAP