Szef ochrony prezydenta zawieszony

Szef ochrony prezydenta zawieszony

Dodano:   /  Zmieniono: 
K.Pacula/Wprost 
Szef Biura Ochrony Rządu Marian Janicki zawiesił w czynnościach służbowych dowódcę ochrony prezydenta ppłk. Krzysztofa Olszowca - poinformował rzecznik biura Dariusz Aleksandrowicz.

Jak dodał, szef BOR poinformował o swojej decyzji prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Olszowiec został zawieszony w związku z incydentem z udziałem prezydenta, do  którego doszło w Gruzji. W tej sprawie postępowanie wyjaśniające prowadzi BOR, okoliczności zdarzenia wyjaśnia też warszawska prokuratura okręgowa.

Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP - właśnie postępowania sprawdzające i  wyjaśniające są przyczyną zawieszenia ppłk.

"W najbliższym czasie prezydent L. Kaczyński ma zaplanowanych kilka wizyt zarówno w kraju, jak i za granicą. Chodzi o to, by Olszowiec - ze względu na konieczność wyjaśnienia wszystkich okoliczności sprawy - był na miejscu i do dyspozycji m.in. prokuratury" -  powiedział informator PAP.

Funkcjonariusze BOR, którzy brali udział w akcji w Gruzji - w tym także Olszowiec, przedstawili już swoje wyjaśnienia. Wynika z nich m.in., że o nowym punkcie programu wizyty L. Kaczyńskiego (początkowo on i prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili mieli jechać do wioski uchodźców w miejscowości Metechi, ale  ostatecznie cała kolumna zboczyła z autostrady i zatrzymała się na granicy gruzińsko-osetyjskiej w okolicach Achałgori - wtedy rozległy się strzały) dowiedzieli się w ostatniej chwili i nie mieli możliwości skontaktowania się w  tej sprawie z prezydentem.

Według nieoficjalnych informacji PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy, funkcjonariusze wyjaśniali też, że Gruzin, który prowadził ich samochód, nie  mówił ani po rosyjsku, ani po angielsku; nie miał też łączności z innymi przedstawicielami strony gruzińskiej, odpowiadającymi bezpośrednio za kontakt z  prezydentem. To uniemożliwiło funkcjonariuszom BOR kontakt z gruzińskimi służbami, gdy zmieniono plan wizyty, a także gdy okazało się, że auto, którym jadą polscy funkcjonariusze, wymijane jest przez kolejne samochody z kolumny i  znajduje się coraz dalej od limuzyny z prezydentami.

"Gazeta Wyborcza" podała na swojej stronie internetowej, że z  prowadzonego przez BOR postępowania wynika, iż biorący udział w akcji funkcjonariusze BOR byli zbyt bierni i dali się gruzińskim ochroniarzom odizolować od prezydenta.

W efekcie, kiedy padły strzały z broni maszynowej, nasz prezydent nie był chroniony przez nikogo. Według źródeł gazety, szefowi ochrony prezydenta zarzuca się w związku z tym co najmniej cztery poważne błędy - m.in. to, że zgodził się, by w samochodzie z oboma prezydentami nie było żadnego oficera ochrony i że pozwolił, aby między samochód z L. Kaczyńskim a  auto z funkcjonariuszami BOR wjechało siedem innych samochodów.

W momencie samej strzelaniny - jak napisała gazeta - polscy funkcjonariusze mieli dać się spacyfikować Gruzinom, którzy zakazali im wysiadać z auta.

Premier Donald Tusk zapowiedział, że jeszcze w czwartek ujawni całość raportu służb na temat incydentu w Gruzji (z pominięciem tajnych fragmentów). Według Tuska najbardziej bulwersującym fragmentem raportu jest część dotycząca nieprzestrzegania oczywistych zasad przy zapewnianiu bezpieczeństwa prezydentowi.

pap, keb, ND