O tym, że w czwartek zostanie przedstawiony całościowy raport ws. incydentu w Gruzji z udziałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego poinformował w środę premier Donald Tusk.
Marszałek podkreślił, że raport nie jest jawny i nie może ujawnić jego treści. "Mogę powiedzieć, że tam jest zawarty cały szereg zarówno informacji jak i pytań właśnie i nie ma ostatecznej diagnozy" - powiedział Komorowski.
Zaznaczył, że w raporcie jest parę możliwych wyjaśnień i scenariuszy tego co się działo w Gruzji. "Więc nie jest to żadna ostateczna ocena, a raczej materiał do przemyśleń i do dalszego dochodzenia prawdy" - mówił.
Komorowski dodał, że prawdy o tym co się wydarzyło w Gruzji ma dochodzić prokuratura "w takim wymiarze najszerszym". Jak mówił, jeśli chodzi o relacje rosyjsko-gruzińskie zajmie się tym Unia Europejska.
"Jestem pewien, że także służby specjalne i samo Biuro Ochrony Rządu dokonuje takiej analizy, oceny i myślę, że nie należy wyręczać instytucji wyspecjalizowanych" - powiedział marszałek.
Według niego, nie należy ferować zbyt daleko idących wstępnych wniosków, bo "mogą być różne sensacje i różne ciekawe zjawiska".
Marszałek pytany o zawieszenie - w związku z gruzińskim incydentem - Krzysztofa Olszowca, szefa ochrony prezydenta odpowiedział, że "widocznie na to zasłużył". Jak dodał, "jakieś konsekwencje muszą być, ktoś ponosi odpowiedzialność". Komorowski podkreślił, że dla niego ważne jest pytanie, czy Olszowiec był w stanie wykonać swoją misję, czy nie.
Jak mówił, "o tym wie przede wszystkim pan prezydent, czy wydawał mu jakieś polecenia, czy oficer BOR-u zatracił w obliczu no chyba bardzo zdecydowanej, nie wiem czym motywowanej, ale takiej bezwzględnej akcji ochroniarzy gruzińskich, którzy praktycznie wyeliminowali polską ochronę z możliwości realnego działania czy funkcjonowania w systemie ochrony obu prezydentów".
ND, PAP