W konkluzjach informacji - przygotowanej m.in. przez sekretarza kolegium ds. służb specjalnych Jacka Chichockiego - napisano także, że incydent nie miał charakteru zamachu na prezydentów Polski i Gruzji lub jednego z nich. Zaznaczono jednak, że w chwili, gdy padły strzały gruzińska ochrona nie zastosowała standardowej procedury ochrony VIP polegającej na osłonięciu i położeniu osoby chronionej na ziemi oraz zlokalizowaniu źródła zagrożenia.
Według informacji, "w trakcie przygotowań i przebiegu wizyty prezydenta RP w Gruzji wystąpiły "niedostatki organizacyjne, które negatywnie wpłynęły na bezpieczeństwo głowy państwa" i "naruszone zostały zasady ochrony głowy państwa".
Podkreślono w niej m.in., że Kancelaria Prezydenta nie poinformowała BOR przed wylotem do Gruzji o włączeniu do programu wizyty wyjazdu poza Tbilisi do obozu uchodźców w pobliżu granicy z Osetią Południową. Dowódca ochrony prezydenta dowiedział się o tym dopiero na pokładzie samolotu.
Równocześnie polskim funkcjonariuszom chroniącym prezydenta nie przekazano informacji o kolejnej zmianie trasy przejazdu i udaniu się obu głów państwa poza obszar kontrolowany przez siły gruzińskie, w bezpośrednie sąsiedztwo posterunku obsadzonego przez siły osetyńsko-rosyjskie. Tam właśnie gdy obaj prezydenci opuścili limuzynę doszło do incydentu. Od strony posterunku, jak napisano w dokumencie, najpierw nasilały się okrzyki w języku rosyjskim, później padły strzały - oddane prawdopodobnie w powietrze dwie serie z broni maszynowej. Według większości świadków ochrona gruzińska nie oddała ani jednego strzału, choć w niektórych relacjach pojawiała się wersja o wymianie ognia.
W tym czasie polscy funkcjonariusze, znajdowali się w dalszej części kolumny i słyszeli jedynie strzały. Jak wyjaśniali - czytamy w informacji - nie zdołali dotrzeć do prezydenta L. Kaczyńskiego gdyż ochrona gruzińska zabroniła im udania się w kierunku prezydenckiej limuzyny. Zapewniono ich jedynie, że obaj prezydenci są ewakuowani z miejsca zdarzenia.
Prezydenci musieli przesiąść się do innego auta - ich limuzyna była bowiem zbyt długa by sprawnie zawrócić na wąskiej drodze. W drodze powrotnej z L. Kaczyńskim połączyli się telefonicznie ministrowie z jego kancelarii i wtedy dowiedzieli się, że nie doznał żadnych obrażeń i jest bezpieczny. Sami funkcjonariusze BOR znaleźli się przy prezydencie dopiero w obozie dla uchodźców w Metechi.
W konkluzjach informacji zwrócono również uwagę, że gruzińska ochrona uniemożliwiła funkcjonariuszom BOR (w tym szefowi ochrony prezydenta) obecność przy Lechu Kaczyńskim, nie zapewniono im również należytej łączności z prezydentem.
Samochód, którym jechali skierowany został na koniec kolumny, bez kontaktu wzrokowego z limuzyną prezydentów. Gruziński kierowca - według relacji funkcjonariuszy - nie miał żadnych środków łączności, nie chciał poinformować ich o celu podróży i nie reagował na żądania by podjechał bliżej samochodu z Kaczyńskim i Saakaszwilim. "W opinii funkcjonariuszy BOR gruzińska ochrona celowo blokowała samochód z polską ochroną" - dodano.
Zwrócono również uwagę, że ostateczna decyzja o realizacji wizyty została podjęta późno - trzy dni przed terminem; przebieg wizyty od początku odbiegał od ustalonego programu; podjęta w ostatniej chwili decyzja o wyjeździe w region Achałgori wiązała się z przejazdem nierozpoznaną i niezabezpieczenia przez ochronę gruzińską drogą.
"W wyniku tej decyzji obaj prezydenci znaleźli się po zmroku w rejonie podwyższonego napięcia, w którym ostatnio dochodziło do incydentów zbrojnych. Nie byli na to przygotowani funkcjonariusze BOR, członkowie delegacji i osoby towarzyszące" - czytamy.
Według autorów informacji niezrozumiałe jest też dlaczego na czoło kolumny - w chwili gdy wjeżdżała ona w rejon podwyższonego ryzyka - przesunięty został bus z dziennikarzami, a prezydenci opuścili limuzynę kilkadziesiąt minut po jej zatrzymaniu, kiedy ochrona gruzińska nie miała jeszcze czasu na zabezpieczenie terenu i rozpoznanie sytuacji.
Tuż przed zamieszczeniem na stronach kancelarii premiera informacji dotyczącej incydentu w Gruzji; BOR poinformował o zawieszeniu w czynnościach służbowych dowódcy ochrony prezydenta Krzysztofa Olszowca.
Okoliczności incydentu wyjaśnia warszawska prokuratura okręgowa, a w samym BOR toczy się postępowanie wyjaśniające.
ND, PAP