"Uważam - wyrobiłem sobie to zdanie na podstawie lektury raportów - że narażono na niebezpieczeństwo życie i zdrowie prezydenta Rzeczpospolitej bez wyraźnej potrzeby i że współodpowiedzialność jak zawsze w takiej sytuacji spoczywa na gospodarzach" - zaznaczył szef rządu.
Jak podkreślił, wszystkie materiały wskazują na to, że "nie dopełniono bardzo wielu oczywistych czynności, których celem byłoby zabezpieczenie prezydenta".
Tusk poinformował, że będzie chciał porozmawiać z Lechem Kaczyńskim o tym, w jaki sposób uniknąć tego typu incydentów w przyszłości.
Jak podkreślił, nikt go nie skłoni do "zbyt daleko idących interpretacji" ws. incydentu gruzińskiego. Zaznaczył, że w przyszłości strona polska będzie oczekiwała od gospodarzy wizyt ściślejszej współpracy z BOR-em, aby - kiedy powstaje sytuacja zagrożenia - nigdy więcej nie wystawiono na szwank bezpieczeństwa naszych przedstawicieli.
"Od oficjeli - czy to jest prezydent, czy premier, nie ma znaczenia - będziemy oczekiwali, aby podporządkowywali się BOR, kiedy powstaje sytuacja zagrożenia. (...) Nie możemy utrudniać pracy BOR-owi, bo inaczej nie będziemy bezpieczni wtedy, kiedy udajemy się w takie miejsca jak Afganistan, Gruzja, czy inne rejony konfliktów" - dodał premier.
"Jedno nasuwa się w sposób bezdyskusyjny: ktokolwiek wyjeżdża - prezydent czy premier - bezwzględnie BOR musi być przygotowany na twarde działanie. Twarde także wobec gospodarzy różnych wizyt. Będziemy oczekiwać od wszystkich funkcjonariuszy: urzędników cywilnych, ale także oficerów BOR-u i innych służb, aby mieli na względzie w pierwszym rzędzie bezpieczeństwo osób chronionych" - podkreślił.
Informacja dla Donalda Tuska w sprawie niedzielnego incydentu w Gruzji, w którym uczestniczył L. Kaczyński, opublikowana została na internetowych stronach kancelarii premiera.
W konkluzjach informacji - przygotowanej m.in. przez sekretarza kolegium ds. służb specjalnych Jacka Chichockiego - napisano m.in., że incydent nie miał charakteru zamachu na prezydentów Polski i Gruzji lub jednego z nich.
Zaznaczono też, że BOR nie miało czasu na odpowiednie przygotowanie wizyty L. Kaczyńskiego w Gruzji pod względem bezpieczeństwa. To jedna z zasad ochrony głowy państwa, jaka została złamana w związku z tym wyjazdem.
Premier podkreślił, że nie chce, aby incydent z udziałem Lecha Kaczyńskiego, do którego doszło w Gruzji, "zaciążył na relacjach polsko-gruzińskich".
Zdaniem Tuska, mają rację ci, którzy mówią: "oceniajmy rzetelnie i surowo, jeśli trzeba okoliczności wizyty i odpowiedzialność gospodarzy". Nie może to jednak - dodał - przesłonić "istoty politycznej", jaką jest konflikt kaukaski, "obecność obcych wojsk na terenie Gruzji".
"To są dwie odrębne sprawy. Kłopot pojawił się wtedy, gdy niepotrzebnie zaczęto te dwie sprawy ze sobą łączyć" - ocenił.
Tusk zaznaczył przy tym, że z informacji, które ma od ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, "na razie wymiana korespondencji w tej kwestii (ze stroną gruzińską) nas nie satysfakcjonuje, jeśli chodzi o informacje, dlaczego doszło do tej sytuacji".
Premier był pytany także o zawieszenie przez szefa BOR gen. bryg. Mariana Janickiego w czynnościach służbowych dowódcy ochrony Lecha Kaczyńskiego ppłk. Krzysztofa Olszowca.
"Gen. Janicki poinformował, że takie są jego wnioski z wewnętrznej procedury BOR-u" - powiedział Tusk. "Ode mnie usłyszał tylko jedno: +niech pan robi jak uważa+" - dodał.
"Ja nie jestem specjalistą od ochrony, więc nie ja będę podpowiadał generałowi Janickiemu co ma zrobić" - podkreślił szef rządu. Tusk zapewnił, że ma pełne zaufanie do szefa BOR.
ND, PAP