"W postępowaniu prokuratura postara się zweryfikować medialne informacje i ustalić, czy doszło do przekroczenia prawa i naruszenia przepisów" - powiedział rzecznik. Dodał, iż na razie nie zapadła decyzja, w której z prokuratur postępowanie będzie prowadzone.
O akcji CBA wobec wiceministra poinformowały TVN i "Newsweek". Radomska prokuratura potwierdziła z kolei PAP m.in., iż od października prowadzi postępowanie w sprawie powoływania się na wpływy w ministerstwie.
Według mediów agenci CBA mieli przez pół roku prowadzić tajną operację przeciw Cichoszowi, która do złudzenia przypomina aferę gruntową.
Tak jak w przypadku Samoobrony jest pośrednik, który powołuje się na możliwość załatwienia czegoś w ministerstwie. Czy również w tej sprawie CBA rozpoczęło inwigilację otoczenia Cichosza? - zastanawia się tygodnik.
Jak powiedział Żurawski, wszelkie ewentualne działania wobec wiceministra powinny być prowadzone za zgodą sądu; według przepisów powiadomiony musi być również prokurator generalny. "Prokurator generalny nie był o niczym powiadamiany, a sprawę znamy z mediów" - zaznaczył.
W wydanym w sobotę komunikacie CBA oświadczyło, że "informacje podawane przez niektóre media, dotyczące rzekomych działań Centralnego Biura Antykorupcyjnego wobec wiceministra sprawiedliwości, Pana Mariana Cichosza są nieprawdziwe".
"Prokuratura Okręgowa w Radomiu prowadzi śledztwo w sprawie powoływania się na wpływy w Ministerstwie Sprawiedliwości, ale nie jest to postępowanie prowadzone przeciwko wiceministrowi sprawiedliwości. Centralne Biuro Antykorupcyjne nie prowadziło także żadnych czynności wobec wiceministra Mariana Cichosza" - głosi tekst oświadczenia Biura.
Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Radomiu Małgorzata Chrabąszcz potwierdziła w poniedziałek, że od lipca ub. roku radomska prokuratura prowadzi postępowania związane z podejrzeniem o korupcję i płatną protekcję oraz powoływaniem się na wpływy w ministerstwie sprawiedliwości i służbie więziennej. "Złożyły się na nie dwa odrębne śledztwa, które połączono w jedno w październiku ub. roku" - wyjaśniła Chrabąszcz.
Pierwsze śledztwo prokuratura wszczęła 31 lipca ub. roku. "Dotyczyło ono podejrzenia przyjmowania korzyści majątkowych przez funkcjonariuszy Aresztu Śledczego w Lublinie za przekazywanie osadzonym telefonów komórkowych" - powiedziała rzeczniczka. Drugie zostało natomiast wszczęte 20 października ub. roku w oparciu o materiały przekazane przez szefa CBA i dotyczyło tzw. płatnej protekcji.
"Ustalona przez prokuraturę osoba, powołując się na wpływy w instytucjach wymiaru sprawiedliwości, podjęła się pośrednictwa w załatwieniu dla osadzonego w lubelskim areszcie przetransportowania do innego zakładu karnego, załatwienia zatrudnienia oraz warunkowego przedterminowego zwolnienia, w zamian za obietnicę udzielenia korzyści majątkowych" - wyjaśniła Chrabąszcz.
Prokuratura nie ujawnia jednak, o jakie osoby chodzi. Chrabąszcz zaznaczyła, że jest to "postępowanie w sprawie i nikomu nie przedstawiono zarzutów". Rzeczniczka zastrzegła, że nie komentuje doniesień medialnych na ten temat.
Cichosz w rozmowie z dziennikarzami "Newsweeka" określił sprawę "jako totalne draństwo" i "stalinowskie metody". Zapewnił, że nie zna człowieka, który w sprawie podawał się za pośrednika.
Według ustaleń dziennikarzy, w styczniu ubiegłego roku do żony Dariusza Z. odsiadującego wieloletni wyrok za napady, porwania i rozboje zgłosił się Andrzej J., który oświadczył, że w zamian za nieruchomość załatwi przeniesienie Z. do lekkiego więzienia. "Dla mnie brzmiało to wiarygodnie" - powiedziała dziennikarzom żona Z., która zgłosiła sprawę CBA.
"Akcja CBA rozpoczęła się w styczniu. Wyposażona w sprzęt do tajnego nagrywania kobieta jeździła na spotkania. Agenci nie odstępowali jej na krok. Śledzili też każdy ruch pośrednika" - pisze tygodnik.
Według "Newsweeka" akcja została przerwana "w przedziwnych okolicznościach". Latem agenci CBA mieli odwiedzić Z. w więzieniu. "Z. wówczas wyjął z kieszeni telefon komórkowy służący mu (...) do kontaktów z funkcjonariuszami. Ponieważ incydent miał miejsce w monitorowanym pomieszczeniu, agenci musieli przekazać aparat strażnikom" - podał tygodnik. Wówczas sprawa trafiła do prokuratury.
ND, PAP