Od siedmiu dni 10 kobiet prowadzi także protest głodowy. Pielęgniarki domagają się podwyżek wynagrodzenia i poszanowania ich zawodu.
Jak poinformowała przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w tym szpitalu, Danuta Bazylewicz, siostry spacerują po korytarzach i grzechocą butelkami wypełnionymi monetami. Na razie jednak nie przewidują blokowania drzwi do gabinetu dyrekcji.
"W okupacji udział bierze ok. 20 pielęgniarek, które przebywają na urlopach, albo mają wolne" - dodała Bazylewicz.
Jak zaznaczyła, kilka z głodujących od samego początku kobiet czuje się źle i jest osłabionych, w związku z tym przestały pracować, a na dyżurach zastępują je koleżanki. Jedna ze względu na stan zdrowia wróciła do domu. Wszystkie głodujące są pod kontrolą lekarską. Kilka razy dziennie sprawdza się im ciśnienie i poziom cukru. Siostry piją jedynie wodę i soki.
Głodujące domagają się podwyżki 400 zł brutto - 200 zł od stycznia i 200 zł w drugim lub trzecim kwartale roku. Tymczasem dyrektor zaoferował im 100 zł.
Pielęgniarki protestują też przeciwko dyskryminacji ich środowiska i podnoszeniu płac tylko jednej grupie zawodowej (lekarzom) oraz lekceważeniu ich odpowiedzialności zawodowej i wysiłku pracy. W grudniu na znak protestu na dwie godziny odeszły od łóżek pacjentów.
Dyrektor szpitala Józef Długoń mówił w ubiegłym tygodniu, że placówka nie ma środków na większą podwyżkę. Dodał, że rosną koszty m.in. na energię, gaz, ogrzewanie. "Muszę się kierować rachunkiem ekonomicznym. Już rosną kolejne zobowiązania. Nie zapłaciliśmy jeszcze za energię, a przecież szpital to także m.in. lekarstwa i inne wydatki" - podkreślił dyrektor.
Szpital zatrudnia około 520 osób, w tym 29 lekarzy i 166 pielęgniarek. Zdaniem Bazylewicz, średnie wynagrodzenie miesięczne pielęgniarki w tym szpitalu wynosi 1,5-1,7 tys. zł netto.
ND, PAP