Sąd zastosował wobec braci Tomasza, Krzysztofa i Mirosława W. nadzwyczajne złagodzenie kary uznając, że winą za ich zachowanie należy obarczyć także państwo, "a w szczególności brak reakcji ze strony państwa w osobie funkcjonariuszy z Dobrego Miasta, którzy nie zareagowali we właściwy sposób na wezwania mieszkańców Włodowa, na udzielnie im pomocy i ochronienie ich przed naruszaniem spokoju ze strony pokrzywdzonego Józefa C.".
Do linczu doszło 1 lipca 2005 r. Sąsiedzi po zdarzeniu twierdzili, że zaatakowali Józefa C., ponieważ ten groził im maczetą. Mieszkańcy Włodowa zadzwonili na policję, jednak funkcjonariusze komisariatu w Dobrym Mieście nie wysłali tam radiowozu.
Stwierdzając, że bracia W. dokonali linczu na Józefie C., sąd przywołał przepisy Konwencji Praw Człowieka i Konstytucji RP, które gwarantują każdemu obywatelowi prawo do życia.
"Prawo polskie zezwala każdemu z nas na pozbawienie życia drugiego człowieka jedynie w kilku przypadkach, są to przypadki szczególne i opisane w przepisach, wśród których najważniejsze w ocenie sądu i dla tej sprawy istotne to obrona konieczna (...) i stan wyższej konieczności.(...) Żaden z tych przypadków w tej sprawie nie występuje" - powiedział uzasadniając wyrok sędzia Olgierd Dąbrowski-Żegalski.
Sędzia podkreślił, że stosowanie się do powyższych przepisów stanowi o tym, "czy państwo, które takie uregulowania przyjęło, możemy nazywać demokratycznym, nowoczesnym i cywilizowanym". Sędzia Dąbrowski-Żegalski podkreślił, że stosowanie samosądów w imię zemsty czy lokalnego poczucia sprawiedliwości jest niczym innym jak zabójstwem.
Według sądu, wiele argumentów, wynikających z dowodów osobowych i zasad logicznego rozumowania, przemawia za tym, że to właśnie bracia W., dokonując samosądu, zabili Józefa C.
Bracia W. po opuszczeniu sali rozpraw nie kryli, że uważają wyrok za krzywdzący i niesprawiedliwy. "Mam dwoje małych dzieci na wychowaniu, żona nie pracuje. Nie wiem, co będzie. Nie wiem, jak to będzie. (...) Jesteśmy niewinni tego, co się stało, powinien się przyznać ten, kto to zrobił. Ja się domyślam, kto to zrobił" - powiedział dziennikarzom Tomasz W.
Mimo próśb nie ujawnił, kto jego zdaniem zabił Józefa C. O tym, iż wydany wyrok "jest niesprawiedliwy, bo za ostry" mówili też obecni w sądzie mieszkańcy Włodowa.
Obrońcy braci W. zapowiedzieli, że złożą apelację od tego wyroku.
Mimo skazania na karę bezwzględnego pozbawienia wolności sąd stwierdził, że nie ma żadnych podstaw do tymczasowego aresztowania braci W. i po wyroku wrócili oni do domów.
Sąd skazał także pozostałych uczestników linczu. Rafał W. został skazany za udział w pobiciu Józefa C. na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Ponieważ w czasie popełnienia czynu Rafał W. był młodociany, sąd oddał go pod dozór kuratora. Uzasadniając wyrok wobec tego oskarżonego sąd powiedział, że "jego udział w zdarzeniu był marginalny".
Pozostała dwójka oskarżonych została skazana za zbezczeszczenie zwłok Józefa C. na 6 miesięcy w zawieszeniu. Sąd uznał, że okładając ciało C. oskarżeni ci "dawali upust osobistym urazom i wieloletniej niechęci wobec pokrzywdzonego".
Sporą część uzasadnienia wyroku sędzia Dąbrowski-Żegalski poświęcił omówieniu błędów, jakie w tej sprawie popełniły organa ścigania, "a w szczególności policja, która tak zabezpieczała miejsce zdarzenia i ślady, że można by na tej podstawie uczyć innych, jak tego robić nie należy". Sąd uznał, że w wyniku złej pracy policji wiele dowodów w tej sprawie zostało bezpowrotnie zniszczonych, a większa część zbierania materiału dowodowego spadła na sąd.
W pierwszym procesie olsztyński sąd skazał braci W. na dwa lata więzienia w zawieszeniu na trzy, przy czym zmienił kwalifikację czynu z zabójstwa na pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia; pozostali trzej oskarżeni także otrzymali kary w zawieszeniu. Od wyroku odwołała się prokuratura, która domagała się wyższych kar.
Sąd Apelacyjny w Białymstoku przychylił się do zarzutu prokuratora, że sąd pierwszej instancji dopuścił się błędów w ustaleniach faktycznych. Zaznaczył, że "zasadność niektórych ocen nie odpowiadała prawidłowości logicznego rozumowania".
Ponowny proces w sprawie linczu we Włodowie rozpoczął się przed olsztyńskim sądem w lipcu 2008 roku. Oskarżeni nie składali zeznań ani nie odpowiadali na żadne pytania. Większość przesłuchiwanych po raz drugi świadków nie wniosła nic nowego do sprawy, zasłaniała się niepamięcią, więc sędziowie odczytywali z akt złożone przez nich wcześniej zeznania.
Sąd Okręgowy w Olsztynie utrzymał w lutym ub.r. wyroki, skazujące dwóch policjantów z komisariatu w Dobrym Mieście (Warmińsko-Mazurskie) na kary więzienia w zawieszeniu za niedopełnienie obowiązków. Bogusław S. i Andrzej J. zostali skazani na kary po 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i po 1 tys. zł grzywny za niedopełnienie obowiązków podczas przyjmowania zgłoszeń od mieszkańców wsi Włodowo. Obaj skazani nie pracują już w policji.
W listopadzie 2005 roku po rozpoczęciu procesu i aresztowaniu podejrzanych ówczesny minister sprawiedliwości-prokurator generalny Zbigniew Ziobro uznał, że nie ma podstaw, aby wobec podejrzanych stosować areszt i polecił prokuraturze uchylenie aresztu wobec pięciu mężczyzn podejrzanych o lincz. Ziobro podkreślał wówczas, że podejrzani byli niekarani, cieszą się dobrą opinią i są jedynymi żywicielami rodzin; byli też zdesperowani.
pap, keb, ND